Dopieszczanie ludzkiego ego – kultura selfie
Witajcie kochani Blogowicze,
którzy wchodzicie tu regularnie bądź po raz pierwszy. Wraz z Nowym Rokiem 2024 napisałam tekst, który będzie także podrozdziałem w mojej książce pt. Odbunkrowani. Jak żyć na wolności? Myślę, że jest bardzo aktualny i dotyczy nieomal każdego. Składam także życzenia noworoczne - by wszystkie dobre marzenia w tym roku - przeszły w sferę realizacji (choćby niektóre - te najważniejsze. A to jest kwestia łaski i naszego zaangażowania.
"Zostaliśmy
stworzeni do życia w prawdzie, jednak żyjemy w niewoli – jesteśmy niewolnikami
naszych własnych wizerunków. (...)Każdy, kto chciałby nas poznać, trafia na
stworzoną przez nas sztuczną fasadę. Tak zwane ja, to, co nazywamy tożsamością,
to obraz nas samych, który ukazujemy sobie i światu."1
Co się stało ze światem, a raczej z nami na
przestrzeni ostatnich 30 – stu lat? W dobie królowania internetu, telefonów
komórkowych (smartfonów, mediów społecznościowych, itp.). chodzimy wszędzie z
komputerkami mieszczącymi się w naszych dłoniach, w taki sposób jakby one stały
się częścią nas samych? Bez nich czujemy się nieswojo, a wręcz ogarnia
niektórych z nas panika, gdy zapomnimy ich wziąć ze sobą Czujemy się wręcz
przymuszani, by wszędzie pstrykać sobie tzw. selfie, by publikować (na
Facebooku, a jeszcze więcej na Instagramie) swoje twarze czy nasze postacie w
różnych dekoracjach i kontekstach sytuacyjnych. Zamiast przeżywać chwile,
najpierw je uwieczniamy i przekazujemy dalej do świata wirtualnej
rzeczywistości. Nasze ja domaga się naszej uwagi, a my ulegamy tej wewnętrznej
presji, karmiąc je obserwacją swoich wyreżyserowanych wizerunków umieszczanych
w sieci publicznej.
Próbuję rozgryźć ten trend "selfie" naszej
kultury ponowoczesnej zastanawiając się: O co tu chodzi z owym wystawianiem
siebie w różnych publicznych mediach? Czy ma to jakiś związek ze zranionym
i nieprzerobionym wnętrzem człowieka? Z całą ta problematyką, o której usiłuję
tu pisać?
Już powierzchowny nawet przegląd wybranej literatury
badawczej w tym temacie potwierdza mi tylko, że moja intuicja dotycząca
powiązania zagadnień chorej, zranionej duszy i niezdrowej duchowości zeń
wynikającej mają ewidentny związek z owym fenomenem „selfie” oraz całą
popkulturą karmiącą się iluzją szczęśliwych ludzi i równie szczęśliwego ich
życia.
Jedna ze
znaczących książek w tym temacie – Magdaleny Szpunar, Kultura cyfrowego
narcyzmu ukazuje związek pomiędzy narcystycznym lękiem, który
przejawia się w przesadnie skoncentrowanej uwadze na samym sobie (w aspekcie
całościowym) z „hiper - lękowymi mediami kultury strachu”.2 Już samo to stwierdzenie
prowadzi nas do odkrycia korzeni problemu, a mianowicie ogromnych pokładów
lęków osobowych, które szukają „uleczenia”, nie tam, gdzie należy. Ukazuje całe
zagubione pokolenie, które utraciło oparcie w tradycyjnych, dobrych wartościach
swoich rodziców i dziadków, wyrastających z wiary chrześcijańskiej i próbujące
rozwiązać narastające swoje zagubienie w czymś innym. Jest to pokolenie
Millenialsów ( albo millenaryści), zwanych także Generacją Ja, urodzonych w
latach 1984-1997, potem pokolenie Z (urodzonych po 1995 r. - 2009, tzw.
pokolenie internetowe, które spędza niewiele czasu w realnym świecie). Badacze
kultury określają ich jako najbardziej egoistyczne pokolenie w historii.3
Gdzie ci młodzi ludzie szukają ratunku i poczucia
wartości i akceptacji? Tym miejscem jest cała kultura cyfrowa, która służy temu
jednemu celowi – bycia terapią dla zbłąkanych i zalęknionych młodych dusz. Jaka
to jednak jest terapia? Jedna z poważnych badaczek tego problemu Anna
Kalinowska mówi o tym, że technologie self programują „dryfujące tożsamości”4
Od razu widzimy tu chory sposób „terapii”. Bo czyż
można leczyć przez programowanie umysłów? To jest nic innego jak forma
manipulacji (techno – manipulacji), głębokiej ingerencji we wnętrze człowieka –
w jego psychikę (nieświadomą i umysłową, w życie emocjonalne i w sferę jego
wartości). A więc jest to wielki zamach na wolność. Trzeba jednak to wyraźnie
stwierdzić, że to ludzie sami pozwalają, wyrażają zgodę i uczestnictwo (swój
udział) w tym technologicznym procesie wciągania ich w proces zniewalania przez
media. One same z siebie nie mają takiej mocy. Oferują możliwości cyfrowych
technologii, ale to ludzie są odpowiedzialni za używanie ich do swoich
„terapeutycznych” celów. A więc chora dusza znalazła chory sposób zaradzenia
swej chorości dając się uwikłać w cały ten system pozornego dowartościowywania
siebie, szukania akceptacji swej osoby wśród anonimowych odbiorców w mediach.
Ów medialny ekshibicjonizm osób żałośnie smutnych, zalęknionych i samotnych
próbuje ukazać wizerunek człowieka sukcesu, który jest de facto zaprzeczeniem
stanu ducha i duszy tych osób. Lansują się one bowiem jako szczęśliwe,
wystawiając fotki ze sobą w roli głównej, czy to w luksusowych miejscach, w
niezwykłych plenerach, na wakacjach w egzotycznych krajach, w towarzystwie z
celebrytami i osobami ważnymi i znanymi w świecie, aby z jednej strony zyskać
lajka, z drugiej strony wzbudzić zazdrość oglądających. Wszystko w celu
dostarczenia sobie poczucia wartości. To ostatnie ma jednak krótkie nogi.
Niepewne i zalęknione ego staje się krzyczącym ja domagającym się coraz więcej
uwagi i uznania. Jest przysłowiową studnią bez dna, gdyż jedna satysfakcja jest
niewystarczająca i nie zaspokoi głodu i deficytu w sercu i duszy, które są
wiecznie nienasycone. Domagają się więcej. Autopromocja musi zatem odbywać się
systematycznie, a najlepiej codziennie wraz przymusem śledzenia reakcji
odbiorców. Niekiedy może stać się to swoistą obsesją na własnym punkcie. I
tutaj dotykamy problemu innej chorości, którą wyzwalają „terapia” self wraz z
tzw. kultura medialną, a mianowicie uzależnienia, od pochwał i uwagi innych
ludzi (i to często nam nieznanych, z internetu)
„Jednostka
uzależniona od nieustannych osiągnięć, nie potrafi żyć bez stymulacji, którą
sukces gwarantuje. Ta potrzeba osiągnięć jest szczególnie widoczna u osób
narcystycznych, które zogniskowane są tym, by wzbudzać u innych ludzi podziw. I
tu warto dodać, że sukces nie oznacza dzisiaj bynajmniej postępu, a jedynie
wyprzedzanie innych.”
W takim sensie
osoby budujące swą tożsamość na bazie tak zdefiniowanego sukcesu będą zmuszone
wręcz, by wejść w bezsensowny wyścig z innymi ludźmi - porównywania się z nimi wraz
z całą tą dynamiką chorych emocji nakręcanych lękami i niepewnością, czy aby
już nie jestem w tyle. Muszą istnieć w mediach społecznościowych, które są jak
tory wyścigowe. Tu można się porównać z innymi i zmierzyć poziom swojego
sukcesu. I znów mamy do czynienia z paradoksem – ludzie szukający jakiegoś
potwierdzenia, a sami beznadziejnie niepewni, są wystawieni na zgoła tak
niepewne źródło potwierdzeń, jaką są opinie ludzkie, tudzież
popularność w mediach społecznościowych. Porażka w tym obszarze
oznacza utratę ważności, a młodzi ludzie czują się nikim. Paradoks polega na
tym, że to, co wedle młodych, ma ich uleczyć i przynieść wzmocnienie duchowe,
dobija ich i staje się wtórnym źródłem kolejnych lęków, i niepewności, które są
dodawane do tych, które już w sobie noszą. Przykładowo Zygmunt Bauman
opisał odmianę lęku zbędności, „występującego u tych
jednostek, które nie nadążają za zmianami, „wpadły z pędzącego pociągu.. Jeśli
nie zaglądacie tam przez kilka dni (na FB, Instagram, pocztę mailową,
itp. - E. S.) lub dłużej, grunt się wam obsuwa pod nogami i macie
wrażenie, że wszyscy o was zapomną. Nie chcecie, by kontakty, które tam
nawiązaliście, wygasły(…)”5
W związku z tak
kruchą konstrukcją psychiczną – szczególnie młodego pokolenia, które nazywa
siebie „śnieżynkami”( roczniki urodzone po 2000 r.), znając owe korzenie lęku w
ich wnętrzu, ich nieprzystosowanie do brutalności życia, rodzice i dorośli
starają się ich ochraniać w ten sposób, żeby nie stawiać wymagań, lecz ciągle
ich wspierać. Specjaliści nazwą to zjawisko „kulturą schlebiania”, które
zastąpiło twarde zderzanie się z problemami rzeczywistości i
rozwiązywanie ich jak to było w zwyczaju starszych pokoleń ( naszych rodziców,
także mojego). „Uzależnione od sukcesu i poklasku narcystyczne
społeczeństwo staje się słabe.”6
Autorka Kultura
cyfrowego narcyzmu zwraca bardzo ważną uwagę na to, że nieuzdrowiona
dusza ludzka jest uwikłana w toksyczną potrzebę bycia zauważonym i podziwianym
(narcyzm) nosi w sobie imperatyw sukcesu, którego definicję narzucił jej świat
jako wyznacznik i miarę ludzi szczęśliwych. Sukces to wizja i obrazki wygodnego
życia – pełnego używania, konsumpcji dóbr, fajnej zabawy i towarzystwa,
pozbawionego aspektu wyrzeczenia dla celów wyższych. Koło się zamyka. Zranieni
ludzie, nadmiernie skupieni na sobie próbują udowodnić sobie i innym, że
wszystko z nimi jest w porządku, a nawet więcej, że są szczęśliwi, co
doprowadza ich do przekłamania, wystawiania „gęby” udacznika, człowieka sukcesu7 na pokaz – do tzw.
„autentyczności inscenizowanej”8, która z prawdą nie ma wiele
wspólnego, choć sprawia takie wrażenie. Ułuda przybiera kształt autentyczności,
bo przecież osoba wystawiająca się - rzeczywiście była na drogich wakacjach, na
tropikalnej wyspie, itp., autentycznie ma fotę w pięknej scenerii, uchwyciła na
zdjęciu moment, gdy była zadowolona. ”Im wyższe stadium widzialności
się osiąga, tym pozycja społeczna i szansa na sukces jest większa. Jednostka
obecnie nie musi posiadać specjalnych kwalifikacji, kompetencji, czy
umiejętności by tę widzialność osiągać.” 9
Kiedy próbuję
połączyć ów problem kultury selfie, który znajduje swój upust w mediach
społecznościowych z problematyką ludzkiej duszy – jej zranień i mechanizmów
obronnych, by ochronić się przed dalszym cierpieniem, to wtedy staje się dla mnie
jasny związek przyczynowo-skutkowy. Całe to wizerunkowe narcystyczne
wystawianie siebie na zewnątrz do oglądu publicznego oraz samoobserwacja
ujawniają głęboki problem współczesnego pokolenia ludzi (zwłaszcza młodych),
którzy wołają o miłość i akceptację. Robią to na opak, tak jakby kamuflując
stan swojego ducha i duszy, jakby uciekając w świat tzw. sukcesu, by światu
ukazać taką wersję siebie, która danej jednostce wydaje się być obrazem
człowieka sukcesu, zwycięzcy, chwalcy szczęśliwego życia. A wszystko po to, by
zyskać odrobinę tego czego im prawdziwie doskwiera – akceptacji, wartości,
uznania.
„Jak pokazują
badania, facebookowicze na fotografiach prezentują bardzo selektywne wersje
samych siebie, a nawet kreują kilka swoich tożsamości dla różnych odbiorców
(Mendelson i Papacharissi
2010, s. 252). Łatwość wykonania zdjęcia sprawiła, że wiele osób rejestruje
niemal każdy, najbardziej trywialny moment swojego życia, transmitując niemal w
czasie rzeczywistym swoje życie do sieci. (…) Analizując fenomen selfie trudno
za Anthonym Giddensem nie uznać, że jesteśmy nie tym, czym jesteśmy, ale tym,
co z siebie zrobimy.”10
Możliwe są też
inne motywacje takiego wystawiania siebie i swojego życia na forum. Na pewno
społecznościowe media służą także dobrej sprawie – propagowania szlachetnych
myśli, słów i działań. Sama także korzystam z dobrodziejstw mediów
internetowych, by móc służyć ludziom.
Jeszcze inny
wymiar owej narcystycznej kultury selfie ukazuje egzystencjalny problem samego
istnienia (jego sensu) ludzi w świecie. Nagle dociera do nas olśnienie – że jak
nie istniejesz w sieci to czy w ogóle istniejesz? Na przestrzeni wieków
filozofowie i mędrcy próbowali określić sens ludzkiego istnienia, np.
Kartezjusz twierdził, że myślenie jest wyznacznikiem istnienia (sławetne cogito
ergo sum). Inni wskazywali na miłość międzyludzką jako podstawę nadającą sens
ludzkiemu życiu (amo ergo sum), gdyż tylko drugi człowiek pomaga mi stawać się
prawdziwie sobą. Natomiast współczesna popkultura sprowadziła sens istnienia do
bycia obecnym w sieci - postrzegania nas i afirmacji przez innych. Jak wyraził
to dobitnie Andrzej Stasiuk i Magdalena Szpunar:”Każdy se sporządza własny wizerunek
i już nie czeka, by spoczęło na nim oko Stwórcy. Sam wyrywa się z niebytu. Z
tej śmierci najstraszniejszej, gdy wiesz, że nikt nie wie, że jesteś.(…)
Upublicznienie fotografii staje się szansą na zaznaczenie własnej obecności,
przypomnienie o sobie, gdy nasze jestestwo rozmywa się w kakofonii
konkurujących o uwagę publiczności jednostek.”11 Taka definicja istnienia
wskazuje wymownie na konsekwencje życia w świecie bez Boga, który wyrzucony z
serca i świadomości ludzi zostaje zastąpiony innymi bogami. W tym przypadku
publiczność, której się obnażamy, wskakuje na to miejsce pełniąc rolę boga
wobec nas.
Cały fenomen
kultury selfie ujawnia: 1. bankructwo chrześcijaństwa tradycyjnego opartego na
powierzchownej, czysto fasadowej religijności, bez prawdziwej opartej na
miłości relacji z Bogiem, Jego Słowem i z innymi ludźmi; 2. zagubienie młodego
pokolenia, które straciło dawne podstawy do zdefiniowania prawdziwej swojej
tożsamości wewnętrznej opartej na relacjach miłości (z Bogiem, rodzicami, z
drugim człowiekiem ) i szuka jej gdzieś na zewnątrz, w tym przypadku, w
niekończących się potwierdzeniach siebie w internecie (publicznych mediach
społecznościowych, itp.)
1 Jon Frederickson, Kłamstwa
którymi żyjemy, wyd. cyt. s. 151-152.
2 Magdalena Szpunar, Kultura
cyfrowego narcyzmu, Wydawnictwo AGH, Kraków 2016, s. 40-51.
3 Tamże, s.168.
4 Anna Kalinowska, Technologie
self czyli „programowanie dryfujących tożsamości, [w:] Kultura
popularna 2018, Nr 3(57).
5 Magdalena Szpunar, Kultura
cyfrowego narcyzmu, wyd. cyt. s. 176.
6 Tamże, s. 108. Osłabienie psychiki
młodych ludzi, oraz ich „poszukiwania siebie” poprzez narcystyczne promowanie
własnej osoby w mediach może doprowadzić do zwiększenia zaburzeń w obszarze
zdrowia psychicznego
7 Wedle M. Szpunar osoby uczestniczące
w self kulturze „organizują swoją tożsamość wokół sukcesu”. „Do działania
stymulują jednostkę jedynie te aktywności, które przynoszą jej szczęście
utożsamiane z sukcesem, najczęściej ograniczonym do materialnego bogactwa, a
nie realizacją jakichś wyższych celów.(…); sukces definiowany jest przez
bogactwo, sławę i władzę: „Sława zaś zależy od przedstawienia znakomitych,
godnych uwagi czynów, za co nagrodą jest „oklaskiwanie” w mediach, zaistnienie
choćby na moment w kolumnach plotkarskich lub udział w programie talk show.
Sukces bowiem musi zawsze być potwierdzony przez rozgłos. (…) ” Magdalena
Szpunar, Kultura cyfrowego narcyzmu, wyd. cyt., s. 104, 110.
8 Tamże, s. 151-163.
9 Tamże, s. 112.
10 Magdalena Szpunar, Kultura
cyfrowego narcyzmu, wyd. cyt. s.165-166
11 Tamże, s. 170-171.
Komentarze
Prześlij komentarz