Kryzys półmetku życia – pustka, wyczerpanie, niezaspokojenie


Tauler obserwuje, że ludzie, którzy przez lata prowadzili życie religijne, między czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem życia popadają w du­chowy kryzys. Wszy­stko, co do tej pory prakty­kowali – rozmyślania, modlitwy osobiste i wspól­ne, modlitwy chórowe, nabożeństwa – wszyst­ko to staje się dla nich nagle jałowe. Nie podo­ba im się to już, czują pustkę, wyczerpanie, niezaspokojenie: Święte myśli, pobożne obrazy, radość, szał radości (iubilatio) oraz wszystko, co dotychczas otrzymał od Boga, wszystko to wydaje mu się teraz bezwartościowe. Czuje się on tak podniesiony, że tamte rzeczy już mu nie odpowiadają i nie ma w nich upodobania, nie chce ich; tego natomiast, czego pożąda, nie ma, i z tego powodu znajduje się jakby mię­dzy dwoma przeciwieństwami, w wiel­kim bó­lu i ucisku (319).


Skomplikowanie tej sytuacji polega na tym, że człowiek już nie może nic zmienić w swoich prak­tykach religijnych, do których przywykł, ale też nie wie, co byłoby dla niego dobre. To, do czego przy­wykł, zo­­staje mu zabrane, a nowych rzeczy je­szcze nie ma. Istnieje niebezpieczeństwo, że wraz z tradycyjną praktyką religijną odrzuci wiarę, gdyż nie znajdzie sposobu zbliżenia się do Boga. Do­świad­czy niepowodzenia wszystkich swoich du­chowych wysiłków, z których do tej pory czerpał siłę. Teraz oparcie w formach zewnętrznych zosta­ło mu zabrane, a on jest bliski tego, by w roz­czarowaniu odwrócić się od Boga.
Ten kryzys jest jednak według Taulera dzie­­łem łaski Bożej. Bóg sam prowadzi człowieka w kryzys, w udrękę. Ma w tym pewien cel. Chce przybliżyć człowieka do prawdy, sprowadzić go do głębi duszy. Tauler używa tu obrazu domu, który Bóg przewraca do góry nogami, by zna­leźć dra­chmę, głębię duszy:
Gdy człowiek wejdzie do owego domu, aby szukać Boga, wszystko w nim przesta­wia. Następnie szuka go Bóg i na nowo wszystko przestawia w tym domu tak, jak ten, kto cze­goś szu­ka: jedną rzecz rzuca w tę stronę, drugą w inną, do­­póki nie znajdzie poszukiwanej (287).
Zniszczenie dotychczasowego porządku w domu pozwala człowiekowi odkryćwłasną głębię i dlatego jest korzystniejsze dla jego du­chowego dojrzewania, niż własne działanie:
A gdyby natura była w stanie to znieść, przestawianie to powtarzałoby się siedemdziesiąt siedem razy, w dzień i w nocy; gdyby to czło­wiek wytrzymał i przy­­zwyczaił się do tego, byłoby to dla niego pożyteczniejsze, aniżeli wszystko, co kie­dykolwiek zrozumiał i co mu zostało dotychczas dane. Przez to przesta­wianie, jeśli człowiek zdoła mu się poddać, zosta­je zaprowadzony nieporówny­wal­­nie dalej niż mogłyby tego dokonać wszy­st­kie uczynki, praktyki czy postanowie­nia kie­dykolwiek wymyślone czy wy­nalezione (287).
Często jednak człowiek reaguje niewłaś­ciwie na kryzys, w który Bóg go wpro­wadza. Nie do­strzega, że Bóg w nim działa i że trzeba pozwo­lić Mu na to dzia­łanie. Tauler opisuje różne nie­właściwe reakcje na kryzys.

Moj dopisek: Owe niewłaściwe reakcje na kryzys to różne formy ucieczki od Prawdy. Konfrontacja z nia (z Nią) wymagałaby bowiem radykalnej reakcji, nagłego zwrotu w sposobie myślenia, mówienia, reagowania i stylu życia, a więc zerwania ze starymi i oswojonymi przyzwyczajeniami, grzesznymi nawykami, z którymi człowiek zżył się przez lata i uznał je za cześć swojej osobowości. To jest niezwykle trudne, gdyż dotyka głęboko mechanizmów obronnych człowieka, które skutecznie chroniły go przez lata całe od doświadczenia pustki egzystencji - od bólu i cierpienia, ale także uczyniły z wrażliwej niegdyś osoby - kogoś zamkniętego, obwarowanego, być może cynika lub szydercę raniącego innych, by samemu nie być dalej ranionym.


Drugą potężną trudnością dla ukształtowanego już człowieka w wieku poważnie dojrzałym (po 50-tce) jest przyznanie się, ze dotychczasowe życie religijne było fasadą, jakimś rodzajem chybienia, rozminięcia się z Prawda, strata czasu... a więc jakąś formą pomyłki życiowej bądź zwiedzenia, któremu człowiek uległ czerpiąc fałszywe poczucie bezpieczeństwa ze "stadnych" zachowań oraz praktyk nie dających prawdziwego życia duchowego, a wręcz będących jego zaprzeczeniem. Były one odlegle od sedna życia - od życiodajnej relacji ze Źródłem życia, jakim jest Jezus Chrystus. Można wiec rzec, ze mimo poprawnego słownictwa teologicznego i dobrze wyglądających praktyk nie miały nic wspólnego z osoba Tego, który daje życie nadprzyrodzone (zoe) do naszego ludzkiego ducha i ożywia go mocą Ducha Świętego.

Komentarze

Popularne posty