Świadectwo Mariusza i Darii o przemianie życia, uzdrowieniu z HIV i ocaleniu ciąży




„Poznaliśmy Boga…”

Mam na imię Mariusz (27l). Razem z Darią (22l) chcielibyśmy podzielić się z Wami świadectwem cudów, które dokonały się w naszym życiu. Jako dziecko chodziłem z mamą i babcią do Kościoła Zielonoświątkowego na ul. Długosza w Słupsku. Byłem bardzo wierzącym dzieckiem, ale wchodząc w dorosłe życie zabłądziłem. Nadużywałem alkoholu, zdarzały się również narkotyki różnego rodzaju. We wszystkie weekendy chodziłem do klubów, a i w tygodniu potrafiłem wypić i iść do pracy na „kacu”, również w takim stanie siadać za kierownicą samochodu. Wdawałem się w częste kłótnie z mamą, babcią, bliskimi i znajomymi. Miałem w sobie wielki gniew i żal do świata, do wszystkich i samego siebie, byłem zagubiony.

Zaczął się Nowy Rok 2013, jako 26-latek nie zmieniłem swojego podejścia do życia, poznawałem nieodpowiednie osoby na swojej drodze. Piłem w styczniu co tydzień i do alkoholu zażywałem amfetaminę oraz dopalacze. Do takiej sytuacji dopuściłem również na początku lutego, kiedy wspólnie z długo niewidzianym kolegą z Holandii postanowiliśmy coś wypić i połączyć to z dopalaczem. Wszystko działo się w samochodzie. Nagle po paru sekundach poczułem straszny ucisk w głowie, płucach i sercu. Zaczęło mnie ściskać, jakby zgniatać i zalewać zimnym potem. Cały ten stan trwał jakieś 20 min., ale dla mnie było to jak wieczność. Przeszedłem przez cztery stany, w których czułem że: 1. zaraz dostanę zawału, 2. właśnie przechodzę zawał, 3. umieram i 4. jestem w piekle. Jednak nie było to piekło w aspekcie fizycznym, a wiecznego potępienia. Słyszałem osoby w samochodzie jakby przez ścianę, jakbym odchodził, i widziałem ciemność, a w niej slajdy z życia, które powracały i dręczyły. Wszystkie złe, negatywne rzeczy z mojego życia. Chwile kiedy kłóciłem się z mamą, babcią, rodziną. To jak dużo krzywdy wyrządzałem, jak piłem, wymiotowałem, prowadziłem samochód pod wpływem alkoholu. To jak przychodziłem do pracy pijany, i te wszystkie obrazy wracały i wracały, przygnębiały, dręczyły mnie. Skamlałem, piszczałem, wyłem i wierzyłem w to, że to będzie wiecznie trwało, że umieram lub już umarłem, i że tak właśnie wygląda piekło… Wieczne potępienie. W tych wszystkich stanach cały czas miałem odczucie, jakby serce miało mi za chwilę pęknąć. Czułem tak silny ścisk, że nie mogłem złapać powietrza. To jest straszne uczucie, gdy człowiek wie, że to jest koniec i nic już nie zmieni. Zacząłem prosić Boga, żeby to się skończyło, ale żebym nie umarł. Powiedziałem w modlitwie, że „już nigdy nie wypiję alkoholu i nie zażyję narkotyków, że się zmienię, tylko proszę Cię Panie, uratuj mnie”, mój stan się pogarszał, ale ja wciąż się modliłem i prosiłem o łaskę, o przebaczenie, o uratowanie.

W tym czasie zacząłem strasznie wymiotować. Mój ostatni odruch wymiotny był jednak dziwnie nienaturalny, jakby nieludzki. Było to niczym ryk, jakby nie mój, z sił, których nie miałem. Myślę, że w tym momencie przeżyłem coś na kształt uwolnienia. Ponadto ucisk z serca zaczął ustępować, również płuca i głowa stały się wolne. Ja jednak czułem się jakby uszło ze mnie całe życie. Moją pozycję przytrzymywały jedynie pasy bezpieczeństwa samochodu. Wtedy kazałem się odwieść do domu. Od tamtego momentu moje życie odmieniło się o 180 stopni. Zerwałem z alkoholem i narkotykami, dzięki Bożej łasce. Dzień po tej sytuacji ostatecznie przestałem pić i odurzać się. 

Bóg odmienił moje życie. Miał również dalszy plan związany ze zmianami w moim życiu. Parę miesięcy po tej sytuacji poznałem Darię, cudowną i kochaną kobietę. Od razu wiedziałem, że będziemy razem, i że chcę dzielić z nią każdy dzień. Naszą miłość postanowiliśmy przypieczętować decydując się na dziecko. W grudniu 2013 r. Daria zaszła w ciążę. Równo rok po uwolnieniu od alkoholu i narkotyków, zdecydowałem się rzucić również palenie papierosów. Chociaż nałogiem tytoniowym byłem związany od 10 lat, to i w tym Bóg przypieczętował moją wolność. Obie te decyzje odcinające mnie od nałogów, podjąłem tego samego dnia, rok po roku, co było dla mnie bardzo symboliczne. Do kościoła chodziłem w tamtym czasie sporadycznie. Dziękowałem Bogu, ale nie byłem Mu oddany całym sercem. Było tak do momentu, który na nowo przypomniał mi o tym, że Pan ma dla mnie inny cel i inne życie, że mam o Nim nie zapominać, tylko całym sobą za Nim podążać. 

W 7 tygodniu ciąży Daria dostała od ginekologa skierowania na rutynowe badania. Jednym z nich było badanie na obecność wirusa HIV. Niestety wynik był pozytywny (potwierdzający zarażenie wirusem HIV), jednak lekarka uspokajała nas, że czasami w wyniku burzy hormonów test może być zakłamany. 

Daria oddała drugą próbkę krwi do badania, jednak ten również okazał się pozytywny. Tym razem lekarka skierowała nas do specjalistycznego laboratorium, w celu przeprowadzenia dokładniejszych badań. Za trzecim razem również wynik okazał się brutalny. Dla lekarzy sprawa była już przesądzona, jednak zgodzili się wysłać jeszcze jedną, czwartą próbkę krwi do warszawskiej kliniki na test Viremblat, który wg opinii lekarskiej jest nieomylny. Daria oddała krew i próbka została wysłana. W tym czasie, w 20 tygodniu ciąży, w nocy po świętach Wielkanocnych, u Darii nastąpił bardzo silny krwotok. Karetka zabrała ją do szpitala położniczego w Ustce. Lekarz prowadzący poinformował mnie, że stan Darii jest krytyczny i on nie widział szans na uratowanie dziecka. U Darii stwierdzono krwiak i centralnie przodujące łożysko, które się odklejało. Pojawiły się bardzo mocne skurcze i plamienia, stwierdzono mięśniaka. Lekarz powiedział, że zabezpieczyli krew, osocze, stół operacyjny i w każdym momencie może dojść do uduszenia dziecka poprzez pęknięcie krwiaka lub śmierć dziecka przez oderwanie całkowite łożyska. Kolejne badania USG potwierdzały obecność mięśniaka. Prosiłem mocno Pana, by lekarze się mylili, by to nie była prawda, by wszystko ustąpiło, by to była tylko narośl niezagrażająca życiu. Przez ponad 2 tygodnie Daria leżała w szpitalu i nie mogła nic zrobić. 

Dzień w dzień byłem u niej, modliłem się, myłem, karmiłem, pomagałem we wszystkich potrzebach. Lekarze nadal nie dawali żadnych szans. Daria płakała i strasznie cierpiała z bólu. Miała plamienia przez 4 dni, co zwiastowało odrywanie się łożyska. Zdecydowałem się prosić o pomoc i modlitwę naszego pastora. Każdego dnia zanosiłem do Boga prośby o łaskę i o uzdrowienie. W piątym dniu Daria powiedziała, że plamienie ustało. Od tamtego momentu już nie wystąpiło. Przez kolejne dwa tygodnie, sytuacja z dnia na dzień się poprawiała. Kolejne badanie USG wykazało, że to nie mięśniak a endomentrium (nie zagrażająca życiu choroba). Przez tą całą sytuację zapomnieliśmy całkowicie o wysłanej próbce do Warszawy na zawartość wirusa HIV. W sumie po miesiącu Daria została wypisana do domu. Byliśmy szczęśliwi, że problemy są już za nami, ale już następnego dnia zadzwoniła do nas lekarka ws wysłanej próbki. Kazała nam się jak najszybciej stawić w klinice, ponieważ chodzi o życie dziecka. 

Kiedy Daria weszła do gabinetu, ja czekałem w poczekalni. Po pół godzinie Daria wyszła i podeszła do mnie zapłakana. Była zdruzgotana, ponieważ okazało się, że wynik ostatecznie został uznany jako pozytywny. Lekarka zaprosiła nas oboje do gabinetu. Powiedziała, że jest jej bardzo przykro, ale ten test się nie myli, że jest bardzo drogim specjalistycznym testem. Rozmawiała z nami, mówiła o parach zarażonych, jak wygląda życie osoby zarażonej, codzienność, jak nie zarazić innych, jak z tym żyć… Dla mnie to wszystko było nie do przyjęcia, nie mogłem się z tym pogodzić. Wciąż dopytywałem się czy jest jakaś szansa, że jednak ten test mógł się pomylić. Lekarka tłumaczyła mi, że ten test jest bezbłędny, wykazuje białka: czy są dodatnie czy ujemne - jeżeli trzy z nich wskażą, że są dodatnie to jest to zarażenie wirusem HIV. Daria miała 4 dodatnie i to ponoć najgorsze. Lekarka zaleciła Darii jak najszybsze stawienie się w specjalistycznej klinice w Gdańsku, w celu podania leków retrowirusowych, aby zbić poziom wirusa. Zaproponowała również przebadanie mnie. Kiedy na koniec wręczyła nam zieloną broszurę „Jak żyć z wirusem HIV”, poczułem się jakbym dostał od życia w twarz. Wszystkie marzenia, plany nagle legły w gruzach, a mnie ściskało w krtani. Po powrocie do domu nie rozmawialiśmy ze sobą na początku, z powodu tego całego napięcia. Później zdecydowaliśmy, że nie chcemy przygniatać nikogo naszym nieszczęściem i całą sytuację zachowamy w tajemnicy przed rodziną i przyjaciółmi.

Jednak miałem pragnienie, aby o naszych przeżyciach porozmawiać wspólnie z pastorem i poprosić go o modlitwę. Od tamtej chwili zacząłem co noc modlić się razem z Darią, trzymając Biblię w naszych dłoniach, prosiłem Pana o wykazanie ludzkiego błędu, o uzdrowienie układu immunologicznego, uzdrowienie krwi… W niedziele poszliśmy do kościoła, i akurat tak się złożyło że tego dnia odbywał się chrzest, nabożeństwo, oraz zawarcie małżeństwa przez dwoje starszych kochających się ludzi, więc Daria miała okazje uczestniczyć przy najpiękniejszych wydarzeniach życia kościoła. Kiedy na sam koniec podeszliśmy do pastora i poprosiliśmy o modlitwę, zaprosił nas do kancelarii i kazał Darii usiąść na krześle. Ja stanąłem za nią, a pastor namaścił nas oliwą i pomodlił się za nas. Daria powiedziała mi, że poczuła wielką ulgę i lekkość kiedy wracaliśmy do domu. Byliśmy strasznie załamani myślami o HIV, ale cały czas prosiłem Darię, by wierzyła, że dla Pana nie ma rzeczy niemożliwych, że wszystko może się dokonać, tylko trzeba wierzyć prawdziwie, a nie jedynie mówić, że się wierzy. 

Ja również toczyłem wewnętrzną walkę. Najgorsza przez te wszystkie dni była pobudka, kiedy wiedzieliśmy, że nasze problemy to nie tylko jakiś koszmar, z którego można by się przebudzić. Wieczorem w niedzielę napisałem jeszcze do pastora „Rozmawiałem z Darią, że niezależnie co w jutrzejszym dniu się stanie, będziemy szli za Bogiem i nigdy już się nie cofniemy. Jeszcze przed snem się pomodlimy z całego serca o dobrą wiadomość jutro w Gdańsku dla nas. Dziękujemy Pastorze o modlitwę za nas i za naszego kochanego synka Wiktora.” Pastor odpisał „Wierzę, że Dobry Bóg nie pozwoli na złe rzeczy, jeśli Wy będziecie Go szukać:) będzie dobrze z Panem Bogiem.” W poniedziałek z rana ruszyliśmy do Gdańska. W drodze odebrałem telefon od naszej lekarki z informacją, że w moim organizmie nie wykryto wirusa. Jednak nie zrobiło to na mnie wrażenia, bo byłem skupiony na Darii. Rozmawiając z lekarką poprosiłem ją o modlitwę, jeżeli jest osobą wierzącą. Na chwilę zaniemówiła, po czym odpowiedziała, że się będzie modlić. Dojechaliśmy na miejsce przygnębieni, bez życia. 

W samochodzie, stojąc na parkingu wyciągnąłem jeszcze Biblię i pomodliłem się z Darią. Ruszyliśmy na oddział, w środku przyjmowały dwie panie doktor. Jedną z nich była pani dr Lemańska, specjalistka opiekująca się osobami chorymi na HIV i AIDS. Ludzie w poczekalni wyglądali bardzo specyficznie. Jakby to powiedzieć, patrząc im w oczy widziałem śmierć, brak istnienia, osoby bez duszy. Zadbane kobiety i mężczyźni, jednak których oczy były jakby identyczne, bez iskry życia. Gdy nadeszła nasza kolej weszliśmy i osobiście poznaliśmy panią Lemańską. Operowała ogromną wiedzą, spędziliśmy u niej ponad godzinę, a ona tłumaczyła nam jak żyć z wirusem. Uprzedziła, że Daria będzie musiała rodzić w Gdańsku, bo tam szpital jest przystosowany do rodzenia dzieci przez matki zarażone wirusem HIV. Daria była załamana. Ja znów dopytywałem, czy jest jakaś szansa by test mógł się pomylić, ale lekarka również zanegowała, mówiąc że „test Viremblat jest nieomylny, on się nigdy nie myli, Warszawa się nie myli i tutaj są najgorsze białka, jest to wzorcowy wynik na obecność wirusa HIV” i nigdy w jej karierze się nie pomylił. Pani doktor musiała przeprowadzić jeszcze jedno badanie w celu określenia zawartości wiremii we krwi, ile jej jest, żeby mogła przygotować dla Darii harmonogram przyjmowania leków. Wróciliśmy do domu z Gdańska w bardzo przygnębiających nastrojach. Każdego dnia, kiedy musieliśmy stawiać się w jakiejś klinice, czuliśmy się jakbyśmy jechali po wyrok. W tych dniach wciąż wspólnie się modliliśmy. 

Napisałem do pastora „Wychodzimy panie pastorze z domu i jedziemy po wyniki do Gdańska. Co by się nie stało, będziemy już zawsze szli w kierunku Boga i Prawdy. Proszę panie pastorze o modlitwę za Darię. Dziękujemy za wszystko. Bóg jest Wielki, Bóg jest Nauczycielem i Lekarzem. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych.” A pastor odpisał „Ale w tym wszystkim zwyciężamy przez Tego, który nas umiłował. List do Rzymian 8:37. Modle się o Was i pozdrawiam.”

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wyciągnąłem Biblię, położyliśmy na niej ręce i zacząłem się modlić o uzdrowienie Darii, o łaskę dla niej, o uzdrowienie krwi, układu odpornościowego. Daria zaczęła płakać i łzy jej spływały po policzku. Ruszyliśmy w stronę kliniki, a przed nią jeszcze raz się zatrzymałem, odwróciłem Darię w moją stronę i wykonałem znak krzyża na jej czole. Pocałowałem ją w czoło i powiedziałem „Niech Bóg Cię Błogosławi”. Weszliśmy do środka i czekaliśmy na swoją kolej, cały czas trzymałem Darię za rękę, aż do wejścia do środka. Ściskałem mocno i modliłem się zapłakany, łzy mi leciały po twarzy i nie interesowali mnie przyglądający się ludzie, tylko Bóg i Daria. Kiedy dr Lemańska poprosiła nas do gabinetu,siedziała za biurkiem trzymając w rękach wyniki badania. Kazała Darii usiąść z drugiej strony a ja zapłakany stałem na środku ze złożonymi dłońmi. Odkładając wyniki badań, wstała i powiedziała:

„Wynik jest ujemny, nie wiem jak to jest możliwe”. Miała ręce rozłożone w kierunku ziemi. W moich oczach stała się jakby odarta z wiedzy, nie potrafiła wyjaśnić jak to możliwe, że wynik okazał się całkowicie ujemy bez cienia błędu. Kiedy mówiła, padłem na kolana i płacząc dziękowałem Bogu za cud uzdrowienia. Modliłem się na głos. 

Po chwili lekarka podeszła do Darii i zaczęła ją badać, jej szyję, węzły chłonne, pytała czy może Daria chorowała na taką a taką chorobę, Daria zdziwiona odpowiadała, że nie. Pytała dalej, czy zażywała leki hormonalne, sterydy, chemie. Daria odpowiadała, że nigdy nie zażywała i nie miała takich chorób. Pani doktor usiadła i powiedziała, że będzie musiała pobrać jeszcze próbkę krwi na krwinki białe, bo Daria przez cała ciążę i pobyt w szpitalu miała ich bardzo dużo, z tego powodu wypadały jej również włosy. Lekarka powiedziała, że nie wie jak to możliwe i że to pierwszy taki przypadek w jej karierze. Napisałem do pastora długiego sms’a o dotychczasowych wynikach i o tym, co przed chwilą usłyszeliśmy, o tym niewytłumaczalnym przez lekarkę cudzie. A pastor odpisał „Tak myślałem. Chwała Bogu.” Wracaliśmy szczęśliwi i przez całą drogę dziękowałem Panu. Parę dni później zadzwoniła do nas dr Lemańska i przekazała nam, że wyniki krwi są bardzo dobre, nie ma podwyższonych białych krwinek, nie ma wiremii. Sami nawet od pewnego czasu zauważyliśmy, że utrata włosów u Darii zatrzymała się.


Te wszystkie sytuacje zmieniły nas bardzo i nasze podejście do życia. Czuję się jakbym nie musiał już prosić Boga o nic, za to cały czas wznoszę dziękczynienie. Dziękuję cały czas za Jego łaskę i miłosierdzie, za uzdrowienie i za Jego wielką miłość. Z Darią modlimy się przed snem trzymając w naszych złączonych dłoniach Biblię.


Co tydzień Daria jeździła na kontrolę do Szpitala Położniczego w Ustce i na jednym z takich badań, lekarz powiedział, że łożysko nie jest już centralnie przodujące, a podniosło się o 3 cm i jest teraz brzeżne, skurczy nie ma, dziecko rozwija się prawidłowo i waży więcej niż wskazuje tydzień ciąży. Powiedział, że gdyby nie znał historii ciąży, to dla niego Daria jest 100 procentowo zdrową kobietą, i że nie ma żadnej patologii. Nasz synek przyszedł na świat 16 września 2014 roku, ważył 3,550 kg i ma długość 55 cm. Dostał 10 na 10 punktów. Jesteśmy szczęśliwi i dziękujemy Bogu za cud życia, cud uzdrowienia. To, co nas spotkało było bardzo ciężkie, ale okazało się piękne. We wrześniu obchodzę również swoje urodziny, więc również przyjście Wiktora na świat odbieram bardzo symbolicznie - jako największy prezent urodzinowy. 

Dziękuje Ci Panie, za miłosierdzie dla mnie i uzdrowienie mnie. Za to, że dałeś mi nowe życie, nowego mnie i za postawienie Darii na mojej drodze. Dziękuję Ojcze za to, że czuwałeś nad Wiktorem, że cofnąłeś wszystkie zmiany patologiczne, za cud życia i kochanego naszego syna. Panie, chwała Ci za uratowanie życia Darii, za uzdrowienie krwi, układu odpornościowego, za uzdrowienie z nieuleczalnej choroby HIV. Chwała Tobie Panie, dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. Ty jesteś Bogiem Życia, moim Panem, Nauczycielem i Lekarzem. Tobie Panie oddaje moje życie.

„Dlatego powiadam wam: Wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam.” Ewangelia Św. Mateusza, 11.24

Mariusz i Daria

Słupsk, 24.09.2014r

Misja „Wolni w Chrystusie”


www.wolniwchrystusie.pl

Komentarze

Popularne posty