Piękna i bestia czyli rzecz o współuzależnieniu

     „Uświęcona rezygnacja zdobyła sobie trwałe miejsce wśród współczesnych wyznawców Chrystusa.(...)
           
Uzależnienia są naszymi najgorszymi wrogami. Zniewalają nas pętami, które sami sobie stworzyliśmy, a mimo to paradoksalnie pozostają poza naszą kontrolą. Uzależnienie czyni z nas wszystkich bałwochwalców, gdyż zmusza do oddawania czci obiektom przywiązania nie pozwalając przez to prawdziwie i swobodnie miłować Boga i siebie nawzajem.[1]
          
            Historia o pięknej pannie  - o równie pięknym sercu, co powierzchowności, która poślubiła uwięzionego w ciele potwora mężczyznę o szlachetnym wnętrzu mówi o potędze miłości. O jej mocy odczarowywania uwięzionych książąt i księżniczek. Kiedy przechodzimy do realnego życia scenariusze owej historii o pięknej i bestii spełniają się w zgoła inny, dramatyczny sposób. Po czarze uwodzenia i poślubienia następuje brutalne „odczarowanie”, które odwrotnie niż w znanej nam opowieści Amy Steedman, ujawnia potwora uwięzionego w ciele zwykłego przystojnego niekiedy mężczyzny. I kiedy w baśniowej historii miłość prostej dziewczyny przynosi cudowne rezultaty, w życiu wielu kobiet miłość w stosunku do ich mężów nic nie zmienia, gdyż ich związane złem uzależnienia serca  nie tak łatwo jest wyrwać z koszmaru czaru złego, a piękne stają się ich współwięźniarkami skrępowane już nie więzami prawdziwej miłości, lecz niewidzialnymi sznurami toksycznej zależności.



            Będę pisała tu o kobietach jako pięknych i mężczyznach jako tych, którzy będąc w „chorobie” uzależnienia potwornieją stając się ofiarami nałogu, lecz także oprawcami i katami dla swych najbliższych. Zdaję sobie sprawę, że problem uzależnienia[2] nie ma względu na osoby i płeć. Równie dobrze możemy mówić o uzależnionych kobietach, które obsesyjnie robią zakupy, pracują jak niewolnice z okresu wczesnego kapitalizmu, bądź zapijają lub inaczej znieczulają swoje prawdziwe pragnienia. Łatwiej mi jednak, z racji tego, że jestem kobietą zrozumieć mechanizm współuzależnienia, kiedy oto mężczyzna jest stroną uzależnioną, a kobieta trwa w związku, który już przestał być miłością, a stał się duchowym związaniem – rodzajem niewoli.

            Co to jest uzależnienie? Znani eksperci w dziedzinie uzależnień twierdzą, że „z uzależnieniem mamy do czynienia zawsze wówczas, gdy ludzie czują wewnętrzny przymus przeznaczenia energii na rzeczy, które nie stanowią ich prawdziwych pragnień..., zatem „uzależnienie jest stanem kompulsji, obsesji lub zaabsorbowania, które zniewala ludzką wolę i pragnienia. Uzależnienie blokuje i zamracza energię naszego najgłębszego, najprawdziwszego pragnienia miłości i dobra.”[3]

            Trzeba wyraźnie podkreślić, że ludzie uzależnieni są tak skoncentrowani na obiekcie przywiązania, że nie mają już siły na to, by poświęcać czas i uwagę na inne dążenia, na zainteresowanie innymi ludźmi. „Przypomina to psychiczny nowotwór wysysający naszą życiową energię i przemieniający ją w obsesje i kompulsje.(...) Obiekty naszych uzależnień stają się fałszywymi bogami. Są tym, co czcimy, czym się zajmujemy, czemu poświęcamy czas i energię – zajmują miejsce miłości.”[4]

             W małżeństwie, gdzie jedna ze stron popadła w stan uzależnienia nie ma prawdziwej miłości. Miłość bowiem jest możliwa w przestrzeni wolności, gdzie ludzie świadomie poprzez decyzje swojej woli dzielą swoje najgłębsze pragnienia/ To trzeba powiedzieć wielkimi literami: UZALEŻNIENIE  ZABIJA  MIŁOŚĆ. [5]      
            Chcę tu pisać o fenomenie współuzależnienia. Na czym on polega? Najkrócej rzecz ujmując: Polega na tym, że pomiędzy osobą uzależnioną a współuzależnioną tworzy się jakaś zależność, jakiś rodzaj związania, który sprawia, że strona współuzależniona, z jakiś względów, przechodzi na stronę przeciwnika czyli strony uzależnionej. Można nazwać ten związek zmową. Sama osoba uzależniona może być (i najczęściej jest) osobą miłą i wrażliwą, lecz kiedy ulega „potworowi” uzależnienia przybiera jej charakter. Karmi w sobie potwora, który rośnie aż w końcu obejmuje władzę nad swym karmicielem i zaczyna nim władać w taki sposób, że to on kieruje już jego życiem, a sam człowiek kurczy się i staje się kimś w rodzaju niewolnika czyniącego wolę potwora.

            Osoba współuzależniona, z jakiś względów zaczyna grać w ową grę pozorów, w jaką uwikłany jest, poprzez samooszukiwanie się, umysł uzależniony. Zdaje się nie widzieć jasno sytuacji jako zagrażającej i złej. Traci jasność trzeźwej oceny sytuacji jako takiej, która de facto jest walką i „poligonem”. To wygląda często na utratę zmysłu samozachowawczego, gdyż tam gdzie trzeba postawić radykalną granicę i powiedzieć stanowczo nie dopuszczana jest zgoda i przyzwolenie. Trudno zrozumieć kobiety, które są bite i poniżane, a mimo to potulnie znoszą takie traktowanie i usprawiedliwiają jeszcze swoich oprawców. [6]       
    
            Dlaczego tak trudno kobietom skonfrontować się z prawdą, że te awantury i przemoc, agresja słowna i poniżanie, przeplatane dniami spokoju i nawet pozornego dobra, to nie jest prawdziwa miłość, za którą tak rozpaczliwie tęsknią?

            W wypadku mężczyzn wycofanych i biernych, którzy „uciekli” np. w chorobę i stali się „hipochondrykami”, chorymi z urojenia skupionymi ponad miarę na swoim ciele,  współuzależnienie kobiety polega na tym, że ulega ona manipulacjom męża (np. przez uleganiu poczuciu winy). W ten sposób daje zawładnąć swoim życiem, które zostaje wciągnięte „w służbę” choremu z urojenia oraz samej chorobie jako centrum wokół którego toczy się życie rodziny. Bożek rodzinny pt. choroba w centrum odbiera chwałę i czyni spustoszenie kradnąc radość życia.
            Na zadane pytanie o sedno trwania w takim bez rozwojowym, toksycznym związku w tyranii współuzależnienia można podać jeden kluczowy motyw – potrzeby miłości i lęku przed samotnością. Nawet gdy miłość staje się tyranią, a związek byciem w niszczącej atmosferze terroru jawnego (agresja, przemoc) bądź utajnionego (manipulacja chorobą, itp.) strona „poszkodowana” wybiera drogę kolejnych strat zamiast radykalnie zerwać i zdystansować się wobec niszczącego stylu życia swojego współpartnera. To jest zadziwiające...zadziwiający pęd do trwania w czymś starym, niedobrym, ale znanym niż pójście drogą zmian, które otworzą życiodajną przestrzeń wolności. A także może spowodować dodatkowe, zaskakujące cuda w postaci otrzeźwienia i odbicia się od dna osoby uzależnionej. Problem z osobą współuzależnioną polega na tym, że ona pozbawia swego „ukochanego”owego dna, które jest dla niego szansą.

            Zapytajmy raz jeszcze: Dlaczego kobiety (ale i też mężczyźni) tak kurczowo trzymają się tej namiastki pozoru miłości, jaką czerpią z pozostawania  w „ niby małżeństwie”?Dlaczego nie potrafią odejść?

Wszystko się rozbija o owe deficyty miłości i jej ochłapy, którymi  próbujemy się wyżywić.       

Kiedy otrzymujemy w życiu tak niewiele miłości, chwytamy się tej odrobiny, jaka dostaliśmy, w sposób, który zdecyduje o naszym dalszym losie. Chwile te mogą wcale nie odsłaniać naszej prawdziwej tożsamości i powołania, ale są wszystkim, co posiadamy.”[7]



            Kobieca dusza osiąga mistrzostwa w byciu potrzebną. I tym próbujemy zasłonić brutalną prawdę o zgodzie na podłe nas traktowanie i uzasadnić fakt znoszenia poniżania bądź bycia wykorzystywaną do „jego” egoistycznych celów. „Rozwinęłyśmy różne sposoby starania się, by uzyskać coś z miłości, o którą wołały nasze serca. Jest tam ból. Jest tam desperacka potrzeba miłości i aprobaty. (…) Wiele z tego, co nazywamy naszą „osobowością”, stanowi mozaikę wybranych przez nas sposobów samoobrony plus nasz plan uszczknięcia choć szczypty miłości, do której zostałyśmy stworzone.”[8]


            Innym powodem bycia w zachowawczym systemie toksycznego związku z osobą uzależnioną jest religia z jej rygorystycznymi wymogami odnośnie bycia razem aż do śmierci...i to może śmierci przedwczesnej z powodu niepotrzebnych cierpień, jakim poddana jest osoba związana z osobą uzależnioną. Ale ten temat destruktywnego i zgubnego wpływu religii na pomnażanie cierpień niezawinionych i przymusu znoszenia ich w imię idei cierpiętnictwa, albo „uszlachetniającego” wpływu zła, by stawać się lepszym...o tym w następnym odcinku. CDN. 






[1]     John Eldredge, Podróż pragnień, s. 79, 101.
[2]     Gerald G. May, Uzależnienie i łaska. Miłość.Duchowość. Uwolnienie. Poznań 1988. Wedle G. Maya: „Nie ma w tym przesady, gdy mówię, że wszyscy cierpimy z powodu uzależnień. (…) Sądzę, że w każdym człowieku działają psychologiczne, neurologiczne i duchowe procesy, które prowadza do autentycznych uzależnień.”
[3]     Tamże, s. 29.
[4]     Tamże.
[5]     Gerald G. May  wymienia 5  cech uzależnienia, w tym także zaburzenie uwagi. Twierdzi, że „uwaga i miłość pozostają w ścisłym związku; aby miłość mogła być urzeczywistniona uwaga musi być wolna.”Tamże, s. 47.
[6]     „Co gorsza, to właśnie osoby najbardziej współczujące, oddane i kochające z otoczenia uzależnionego popadają najczęściej  w tę pułapkę zmowy z chorobą.” Tamże, s.73.
[7]     J. Eldredge, Święty romans, s. 101.
[8]     John&Stasi Eldredge, Urzekająca. Odkrywanie tajemnicy kobiecej duszy, Warszawa 2011, s.

Komentarze

Popularne posty