Podróż pragnień czy „wyścig szczurów”? Sztuka mądrego życia a chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo? Ale jakie?
Naucz
nas liczyć dni nasze, Abyśmy posiedli mądre serca. Psalm
90;12, Biblia.
Muszę
uważać, żeby z jednej strony nie pogardzać ziemskimi błogosławieństwami ani nie
okazywać braku wdzięczności za nie, a z drugiej żeby nie mylić ich z czymś
innym, czego są tylko jakby kopią, echem albo mirażem. Muszę zachowywać się
przy życiu tęsknotę za prawdziwym krajem, który odnajdę dopiero po śmierci. C.S.
Lewis
Niech
nikt nie przeprasza za szczególny nacisk jaki chrześcijaństwo kładzie na
doktrynę przyszłego świata. Wszystko w nim ma ogromną przewagę nad każdą rzeczą
ze sfery ludzkiej myśli i doświadczenia. Gdy Chrystus powstał z martwych i
wstąpił do nieba, raz na zawsze ustalił trzy ważne fakty: że ten świat został
skazany na ostateczny rozpad, że duch człowieka trwa poza grób i że prawdziwie
istnieje przyszły świat. Słusznie robimy myśląc o długotrwałym jutrze. A.W.
Tozer
Co się
wydarzyło w ciągu ostatnich dziesięciu lat, że coraz bardziej czujemy zawrotne
tempo życia i presję z zewnątrz jak i wewnątrz nas? Czy świat zwariował? Czy to my jesteśmy
nienormalni, nie dostosowani do „nowych” europejskich „wymogów” życia? Mnożą
się choroby psychiczne, cywilizacyjne i choroby w ogóle. Mamy wrażenie, że aby
się utrzymać na powierzchni życia musimy gnać w pędzie rozwoju, doskonalenia
zawodowego, specjalizacji. Musimy być coraz bardziej wykształceni,
profesjonalni, bezduszni.
Człowiek
współczesny zajął się wyłącznie swoim materialnym postępem. Dobrą
charakterystykę człowieka współczesnego znalazłam w książce Phila Bosmansa:
„Uwięziony w gmatwaninie stworzonych przez siebie aparatów, zaplatany w
utkanych przez siebie samego sieciach metod, programów i struktur, zostaje sam
programowany, manipulowany i degradowany do niewolnika luksusu w świecie
pełnych elektronicznych cudów.(...)Niebezpieczeństwo, które nam grozi to
człowiek, ten naukowo wysoce wyspecjalizowany super-człowiek ze swoim
żałośnie słabo rozwiniętym sercem”.[2]
Żyjemy
szybko i powierzchownie, uwikłani w kierat pracy i walki o przetrwanie, nie
mając czasu na przystanięcie i refleksję nad rutynową powtarzalnością dni, ich
przemijaniem i sensem własnej osobistej obecności na tej ziemi. Jak w filmie
pt. Dzień świra ze znakomitą kreacją Marka Konrada. Taki styl życia zakrawa na
istne szaleństwo. Dlaczego daliśmy się wciągnąć w pęd tak obcy naszemu
głębokiemu wnętrzu? W ten wyścig, który przypisywany jest raczej instynktowi
samoprzetrwania szczurów niż rozumnemu człowiekowi?
Argumentem
kluczowym na pytanie: Co nie pozwala Ci żyć inaczej? jest standardowa
odpowiedź: Brak czasu. Nie zdajemy sobie nawet sprawy jak odpowiedź ta
ujawnia głęboki paradoks życia w wymiarze błędnego koła. Polega ono mniej
więcej na tym, że nie mam czasu, bo żyję bez wizji, bez planowania, żyję stylem
życia człowieka zagubionego.[3]
I dlatego, że tak żyję sprawia, że nie mając priorytetów marnuję czas na rzeczy
przypadkowe i bezsensowne, bez większego znaczenia dla mojego życia. Rozmijam
się z celem. To sprawia, że kręcę się nawykowo wokół niemożności,
nierozwiązanych problemów, odkładania spraw ważnych na potem i w ten sposób
marnuję „zabijam” czas, a tym samym powierzone mi drogocenne życie.
Istnieje
wszakże inny rodzaj życia, który jest prawie niedostrzegalny w dobie pędu za
sukcesem. Dziś wielu odważnych chrześcijan, którzy są w stanie realnie oddać
życie za swą wiarę (a wielu traci je każdego dnia w krajach islamskich: słychać
o rzeziach chrześcijan w Nigerii; w Chinach, gdzie funkcjonuje chrześcijaństwo
„podziemne” za posiadanie Biblii można być torturowanym w chińskich
więzieniach, itp.) ukazują styl życia tak odmiennie przeciwstawny owej pogoni
za tzw. szczęściem. Ów pęd za posiadaniem nazywany tyranią konsumpcjonizmu[4] oraz marnością i gonitwą za wiatrem (Księga
Przypowieści Salomona, Biblia) oraz szeroką drogą, którą podążają całe tłumy.
Tę drugą, wąską drogą życia podążają ci, którzy nie poddali się „instynktowi
stada”, lecz odważyli się pragnąć i łaknąć czegoś więcej, owej pełni zapisanej
głęboko w ludzkim sercu. Jak lew morski opisany w powieści J. Eldredge, który
osiadł nad bajorem zapominając skąd tak naprawdę pochodzi, i już prawie oswoił
się i pogodził z mizerną egzystencją, gdy poczuł zew morza i poszedł za
tęsknotą swej duszy.
Tak i
bohaterowie wiary opisani w Biblii, jak i ci żyjący współcześnie nieznani i
nieopisani wyruszyli w podróż pragnień, by odważyć się żyć na poziomie serca
podłączonego pod Miłość, i Prawdę:„Jakże ciasna jest brama i wąska droga,
która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!”(Ew.
Mateusza 7,14).
We
współczesnej kulturze, zwanej przez jej badaczy erą ponowoczesną, toczy się
walka o ludzkie serce i umysły. Mass media pokazują nam co rusz bogatych ludzi
sukcesu, niezmiernie żałosnych w swojej wewnętrznej pustce duchowej, która
wyraźnie wskazuje na jakąś dramatyczna utratę
czegoś najważniejszego. Faustowska historia o zaprzedaniu duszy staje się
rzeczywistością.
„Życie jest wędrówką
serca, która wymaga udziału umysłu – nie odwrotnie. Kościół czasami odwraca
porządek i czyni z poznania właściwych rzeczy centrum życia. Tak jednak nie
jest; ośrodkiem życia jest serce. Pragnienia zawsze towarzyszą działaniu.
(...)Musimy naszym sercom zanieść prawdę, aby strzec swoich pragnień i kierować
nimi; to druga połowa naszej misji. Moje obawy polegają na tym, że gdy już
wyleczymy serce i duszę, które zajmą właściwe sobie miejsce, możemy zarzucić
poszukiwanie prawdy i oprzeć naszą wędrówkę na uczuciach i intuicji.”[5]
Z drugiej strony,
niewidoczne małe „plutony” bohaterów, wzgardzonych i wyśmianych przez resztę
jako „nawiedzeni” idealiści, którzy walczą o sprawę, o duchowość serca, w
obronie słabszych, pokrzywdzonych, bezradnych, zgnębionych, jak matka Teresa z
Kalkuty, Martin Luther King, misjonarze rozrzuceni po najbiedniejszych zaułkach
świata. Płonie w ich wnętrzu święta niezgoda na życie w wygodnych i gnijących
bajorach nieprawości, zła i niesprawiedliwości oraz minimalizmu. Jak
bohaterowie filmu „Władcy Pierścieni”pragną uratować ginący świat przed
niszczącym wszystko władcą Mordoru.
„Być
może pamiętasz, że pierwszych chrześcijan nazywano „zwolennikami drogi”(Dz.
Apost.9, 2; 18, 25-26). Znaleźli Drogę życia i się jej poświecili. Razem
żyli, razem jedli, razem walczyli, razem świętowali. Byli bliskimi
sprzymierzeńcami; łączyło ich braterstwo serca.(...)W końcu, pozwól, ze
zadm ci pytanie: Jak żyłbyś, gdybyś wierzył, że twoje serce jest skarbem
królestwa?Ponieważ znajdujemy się na wojnie, sprawa ochrony serca jest
naprawdę bardzo ważna.”[6]
Trzeba
stwierdzić, że chlubiące się wielowiekową tradycją znane nam współczesne
chrześcijaństwo straciło tę perspektywę podróży pragnień w kierunku życia,
jakie zaplanował dla nas Bóg Życia, Stwórca pięknego świata. Straciło posmak
przygody i mocy Ducha Św. opisanych w biblijnych Dziejach Apostolskich. Stało
się nudną powtarzalnością rytuałów i wypełnianiem trudnych przykazań, często ze
strachu, czy poczucia winy.[7]
Gdzież tu miejsce na kreatywność, na radość tworzenia, na podobieństwo do Boga
na obraz którego jesteśmy stworzeni?
To zły, wypaczony obraz
Boga kojarzony tylko z nakazami i zakazami, ze sztywnym palcem wiecznej
„nagany”, zagniewanym obliczem przekazany nam przez złą tradycję utrudnia nam,
czy wręcz jest fundamentalną przeszkodą na otwarcie swoich serc przed
działaniem Jego życiodajnego Ducha.
Ci, którzy poznali Boga
na poziomie serca i odkryli Jego dobroć w objawionym Słowie zapisanym w księdze
ksiąg wzywają innych do weryfikacji fałszywego Jego obrazu: „W głębi swojej
potężnej natury Bóg myśli, postanawia, cieszy się, odczuwa, kocha, pragnie i
cierpi jak każda inna osoba. W jaki sposób poznajemy inne osoby?Przez opowieści
o nich. Wszystkie szalone, smutne i odważne historie, które opowiadamy,
objawiają nas innym. Musimy wrócić do Pisma Świętego jak do opowieści, którą
jest ono naprawdę, a przestać traktować je jak encyklopedię, w której szuka się
„pomysłów i technik.” [8]
„Dla
wielu jest to całkiem nowa myśl – że Bóg jest nadal aktywny. Życie doprowadziło
ich do przekonania, iż być może nadał wszystkiemu wspaniały początek, lecz
potem wziął urlop, a może zajął się ważniejszymi sprawami.(...)Pierwsze nuty
dzieła to nie staccato, lecz sostenuto – cały czas trwaja i rozwijają się. On
nie siedzi gdzieś na swoim tronie.(...)Jedynym sposobem na opisanie Jego nieustannej
twórczej działalności jest słowo rozrzutny.”[9]
Kto z nas
mógłby szczerze powiedzieć jak apostoł Paweł, że dla „ Jezusa z radością
utraciłem wszystko...i wszystko uznaję za śmieci żeby zyskać Chrystusa”. (
Filipian 3,8). Brzmi to jak szaleństwo nawet dla dla nas współczesnych
chrześcijan. Jak historia miłosna, gdzie kochankowie są w stanie życie swoje
oddać wzajem za siebie. „Cztery wieki przed naszą epoka nowoczesności
Kościół postrzegał Ewangelię jako romans, kosmiczny dramat, którego wątki przenikały
nasze własne historie i scalały wszystkie oderwane sceny w jedną zbawczą
całość. Jednak racjonalistyczne podejście do życia, które zdominowało kulturę
Zachodu na kilka stuleci, ograbiło nas z tego, pozostawiając wiarę
będącą niczym więcej jak tylko przytaczaniem faktów.(...)Wskrzeszenie naszego
serca wymaga, aby święty romans był prawdziwy, i o tym właśnie mówi
Pismo Święte.”[10]
Jakie jest źródło
porzucenia życia, które było udziałem żywych, pełnych pasji chrześcijan? Życiem
na poziomie miłosnej historii, która nie kończy się wraz ze śmiercią fizyczną,
a jest upragnionym powrotem do domu Ojca.„Drzwi, do których pukaliśmy przez
całe życie, otworzą się nareszcie.”(C.S. Lewis), a Niebo to początek
przygody, jaka jest bliskość; to „świat miłości - (...) - której źródłem jest
Bóg.”[11]
Dlaczego
człowiek współczesny zabrnął w ślepy zaułek?
Gdyż ślepym zaułkiem i szeroka drogą
zatracenia duszy ludzkiej jest zarówno świadome porzucenie żywego Boga
miłości jak każdy rodzaj ucieczki w powierzchowną religijność z całą tradycją,
obrzędowością rutynowo i zwyczajowo wymawianych formułek, bez ożywionego serca
żyjącego dla Boga.
Dostrzec
można realny związek pomiędzy odejściem ludzi od chrześcijaństwa biblijnego,
od objawionych w Pismie św. żywych prawd o życiu prawdziwym, a próbami
budowania życia na podstawach humanistycznych, czysto ludzkich oderwanych od
żywego odniesienia do transcendencji, do żywego i prawdziwego Boga,
Stworzyciela świata i człowieka objawionego od pierwszej do ostatniej księgi
Biblii jako Słowa Bożego[12].
Utrata związku z żywym Bogiem i Jego Słowem pociągają za sobą daleko idące
konsekwencje rzutujące na jakość indywidualnego jak i społecznego życia
obdartego z tego, co w nim najważniejsze, wartości duchowych, takich jak
prawda, odwaga, bezinteresowność, itp. oraz miłość jako największy „owoc”i
miernik prawdziwej duchowej dojrzałości człowieka. Trzeba to wyraźnie
powiedzieć: kryzys współczesnej kultury w jawny już sposób bez-bożnej jest
wynikiem odejścia człowieka od Boga Biblii.
Dlaczego
zatem mówiąc o sztuce życia, o prawdziwie mądrym życiu, tak usilnie
łączę te rozważania z Bogiem, z Biblią, w której On się nam objawia?
Dlatego, że
jeżeli prawdą jest, jak ukazuje nam to Biblia, że On jest początkiem naszego
życia, że jesteśmy przez Niego stworzeni i On jest naszym wiecznym
przeznaczeniem, to bez Boga nasze życie jest całkowicie bez sensu, a nasze
borykanie się z życiem nie służy absolutnie niczemu, skoro przepadnie wraz ze
śmiercią. Bernard Russel, ateista, doszedł do tego odkrycia pod koniec życia
stwierdzając:”Póki nie uznasz, że Bóg istnieje, pytanie o cel życia jest bez
sensu.”[13]Najważniejsze,
żeby najważniejsze było najważniejsze”.[14]
Zadajmy więc sobie to pytanie: Co w
naszym życiu jest najważniejsze? Jak wyglądają sprawy, którym poświęcamy swoje
drogocenne życia z perspektywy Boga i wieczności?
Ta zmiana perspektywy,
spojrzenie z Bożego punktu widzenia na nasze życie i na nas samych może pomóc
nam w oderwaniu się od naszego „przyziemia”, naszych bardzo ważnych spraw, o
które zabiegamy i toczymy boje każdego dnia. Takiego odwrócenia perspektywy
częstokroć doświadczają ludzie, którzy dowiadują się o śmiertelnych chorobach i
ograniczonym czasie życia tu i teraz. Nagle doświadczają olśnienia odnośnie
tego, co naprawdę jest ważne w życiu.
„Wielu
ludzi poświęca całe swoje życie, próbując pozostawić po sobie na ziemi trwałą
spuściznę. Chcą, by o nich pamiętano, gdy odejdą z tego świata. Jednak tym, co
ostatecznie liczy się najbardziej, nie będzie to, co powiedzą o naszym życiu
inni, lecz to, co powie Bóg.”[15]
Kiedy jednak ludzie tracą żywą perspektywę
Boga i wieczności liczy się tylko przeżycie doraźne, bez zadawania sobie
„zbędnych” pytań dotyczących dalekosiężnych celów i sensu poczynań oraz jaką
one mają wartość z punktu widzenia Boga. Zdaje się, że człowiek
ponowoczesny w ogóle nie uwzględnia w obszarze swojego myślenia perspektywy
teocentrycznej. Przynależy ona do zapomnianej przeszłości wieków średnich bądź
sfery religii, którą traktuje się niepoważnie, jako relikt świadomości naiwnej
(A. Comte)
Biblia ukazuje bardzo
konkretnie perspektywę przeglądu naszego życia oraz zdania sprawozdania z tego,
w jakie sprawy je zaangażowaliśmy, w co zainwestowaliśmy czas pobytu na ziemi. „Wszak
wszyscy staniemy przed sądem Bożym.(...)Tak więc każdy z nas za samego siebie
zda sprawę Bogu”(List do Rzymian 14;10,12.).”Z Biblii możemy się dowiedzieć, że
Bóg zada nam dwa podstawowe pytania: 1.”Co zrobiłeś z moim Synem, Jezusem
Chrystusem?”. Bóg nie spyta cię o twoją religijną przeszłość, ani o doktryny,
które wyznajesz. Jedyną sprawą, jaka będzie miała znaczenie, jest kwestia tego,
czy przyjąłeś to, co uczynił dla ciebie Jezus i czy nauczyłeś się Go kochać i
ufać Mu. (...)2. Co uczyniłeś z tym, co ci powierzyłem? Co zrobiłeś ze swoim
życiem – wszystkimi darami, talentami, możliwościami, energią, talentami,
relacjami z ludźmi oraz innymi środkami otrzymanymi od Boga? Czy służyły tylko
tobie, czy też wykorzystywałeś je do celów przeznaczonych przez Boga?”[16]
W końcu życia
wszystkie nasze osiągnięcia na ziemi wydadzą się nam błahe i nieistotne, a w
perspektywie wieczności i stanięcia twarzą w twarz z Królem królów jedyne
znaczenie będą miały sprawy, które być może odkładaliśmy ciągle na bok, a więc
prawdziwa miłość do Boga i do swoich najbliższych i dalszych bliźnich.
Zdaje się, obserwując
współczesny świat, jakby ludzie żyjący w XXI wieku byli pogrążeni w letargu, w
nieświadomości duchowej, która „zaślepia” ludzi do tego stopnia, iż nie biorą
oni pod uwagę perspektywy spotkania się z Bogiem i zdania przed Nim sprawy za
własne życie. w sposób obiektywny i faktyczny. Jakby żyli i postępowali zgodnie
z wiarą w „śmierć Boga”, którą w jawny sposób proklamował F. Nietzsche, oraz
wszelkiej proweniencji filozofie jawnie materialistyczne i ateistyczne.
Przeniknęła ona jak trucizna do „krwioobiegu” świadomości współczesnej. Trzeba
zadać sobie pytanie, które świetnie sformułował Leszek Kołakowski: Czy to
widmo Boga mąci nasze widzenie rzeczy czy, przeciwnie, świat zakrywa go przed
naszym wzrokiem”[17]
Jednoznaczna odpowiedź
na pytanie Leszka Kołakowskiego brzmi następująco: dlatego, że świat odtrącił
Boga jako tego, który „mąci” niezależną ludzką egzystencję to konsekwencją
tegoż odrzucenia jest to, że świat w swojej przemijalności całkowicie zakrył
Boga, tak iż wydaje się on jedynym bytem.
W krajach takich jak
Polska, na pierwszy rzut oka zdaje się, że religia kwitnie, a Bóg ciągle jest
ważny. Wiara Polaków pozostaje jednak w rażącym dysonansie z życiem
praktycznym, które toczy się tak, jakby Boga tam nie było. Istnieje odczuwalny
rozdźwięk pomiędzy chodzeniem do kościoła a codziennym życiem, które ukazuje
jakiś fundamentalny defekt. Niektórzy są skłonni przypisać go Bogu tych, którzy
Go tak reprezentują. Sadzają więc Boga na ławie oskarżonych i nie chcą mieć z
nim nic wspólnego. Wylewają Boga z kąpielą krytyki religijności
postrzeganej jako nieautentyczna i obłudna.
W rozważaniach tych nie chodzi mi o
krytykowanie kogokolwiek, lecz raczej o krytyczne podejście do pewnych
symptomów tzw. chrześcijaństwa, które ma niewiele wspólnego z realnym
chrześcijaństwem opisanym choćby w Dziejach Apostolskich, a określonym w tym
artykule jako „podróż pragnień”.
Widzimy
zatem, że ludzie uczestniczą w pewnym obrządku przekazanym przez tradycję oraz
próbują wypełnić surowy, legalistyczny kodeks moralny, którego wypełnić się nie
da i ta niemożność sprawia poczucie grzeszności, frustracji, a w końcu
rozczarowania i rezygnacji. Inni popadają w drugą skrajność, a mianowicie w
gorliwość religijną próbując zasłonić się religią jak parawanem, za którym
kryją się w pozornym bezpieczeństwie usypiając pragnienie zmian wewnętrznych
koniecznych i wpisanych w podążanie za Jezusem i bycia Jego uczniem. Ich życie
poza kościołem pozostawia wiele do życzenia, a niekiedy pozostaje w rażącym
rozziewie z deklaracjami i zewnętrzną formą pobożności.”Takie
chrześcijaństwo ani nie przynosi życia, ani nie zadowala duszy”.[18]Jeszcze
inni żyją w swoistej schizofrenii duchowej radząc sobie w brutalnym życiu po
swojemu, bez żadnego zważania na Boga, postępując tak jakby On de facto nie
istniał, albo był ślepy i głuchy[19],
w mentalności walki o przetrwanie, a przypominają sobie o Nim w niedzielę, na
mszy lub z okazji jakiegoś święta czy
ważnego wydarzenia. Ludzie, którzy nazywali się chrześcijanami, w dużej mierze
ponoszą odpowiedzialność za to, że wielu szczerych ludzi, poszukujących
prawdziwego Boga odeszło całkowicie w ateizm lub inny „izm” byleby nie
mieć nic wspólnego z Bogiem, jakiego oni reprezentowali w swoim, pełnym fasad i
zakłamania, życiu.[20]
Szczególnie ci szczerzy poszukiwacze Boga nie chcą wchodzić w coś w czym
wyczuwają „fałszywkę”.
Nasze wiek
„późnej nowoczesności” „zagubił bezpośrednią obecność tego, co
święte”(...).Panujący klimat możemy nazwać a-teistycznym nie dlatego, że w
naszym czasach zanikła wiara, ale dlatego, że pytanie, czy wierzymy w Boga, czy
nie posiada mały albo praktycznie żaden wpływ na nasze życie.(...).Nawet dla
samego wierzącego jego promyk wiary skrył się, skoro nie rozświetla już całego
jego życia. Pozostaje on w ciemnościach, porwany w wir świeckiej egzystencji w
równej mierze jak człowiek niewierzący.”[21]
Przejawy tego stanu
rzeczy doświadczamy na co dzień w kraju, który jest w przeważającej mierze
katolicki, a więc usytuowany w przeszło tysiącletniej kulturze i tradycji
religii chrześcijańskiej, która stała się ważną częścią naszej tożsamości
narodowej oraz przedmiotem chluby Polaków. Dlatego, w moim głębokim przekonaniu
trzeba na nowo zdefiniować chrześcijaństwo. Po to, by nie ulegało
dalszej deprecjacji oraz by można było wyraźnie odróżnić realnych uczniów
Chrystusa od masowej i powszechnej mistyfikacji religijnej podszywającej się
pod zaszczytną przecież nazwę chrześcijaństwa.[22]
Co jest jego sednem
skoro ani chodzenie do kościoła, ani praktyki religijne, ani dobre uczynki, ani
zasady etyczno-moralne, ani tzw. dobre serce nie zapełniają pustki wewnętrznej,
nie dają pewności wejścia na drogę życia?
Po
pierwsze: Chrześcijaństwo nie jest jest religią[23]
jak pozostałe religie świata oraz
zbiorem zasad i form zbliżania się do Boga.
W istocie swej
chrześcijaństwo zasadza się na żywej, pełnej zaufania, miłosnej relacji człowieka
z Bogiem, którego można doświadczać realnie. Biblijna prawda o stworzeniu,
upadku i zbawieniu[24]
ukazuje oto, że zostaliśmy stworzeni przez Miłość do życia w miłości, że zerwaliśmy
więzy z naszym Stwórcą i odeszliśmy od Niego, wybierając niezależność i
emancypację oraz fakt, że Bóg nie zrezygnował z nas i zrobił wszystko dla
człowieka, by odzyskać go na nowo. W planie miłości Bóg-Jezus Chrystus zapłacił
cenę życia ( por. np. I List Piotra 1;18-20.), by przerzucić pomost, nad
przepaścią utworzoną z grzechu pomiędzy Bogiem a człowiekiem i pozyskać go na
wieczność, naprawić zerwane więzy. By w ten sposób naprawić to, co człowiek
zepsuł. Taki jest prawdziwy sens odkupienia.
Samo
uznanie faktu istnienia Boga i Jego akceptacja na poziomie umysłu, na poziomie
informacji to jednak nie wszystko. Wielu intelektualistów i przewaga ludzi
chodzących do kościołów nie neguje historycznego faktu istnienia postaci Jezusa
Chrystusa w określonym czasie historycznym. Natomiast trudności pojawiają się z
chwilą, gdy zaczynamy szukać prawdziwej
odpowiedzi na pytanie: Co On zrobił dla mnie? Jakie znaczenie osobiście
dla mnie żyjącego tu i teraz z określoną „pulą” problemów życiowych ma Jego
ofiara na krzyżu?[25]Informacja
nie ma mocy zbawienia człowieka i jego przemiany.
Chodzi o
taki rodzaj wiary w Boga i wiary Bogu, która ma moc wprowadzić nas w
realne doświadczenie żyjącego Boga posiadające jedynie moc przemiany naszego
życia.
Czym zatem jest prawdziwa
wiara, która zbawia (ratuje) człowieka oraz przywraca jego zagubionemu życiu
głęboki sens, świadomość drogi nakierowanej na wieczność oraz równowagę
wewnętrzną mimo i wbrew trudnościom i zmaganiom życia codziennego?
Chrześcijaństwo
objawione w Biblii jest bardzo proste. Słowo Boże jest komunikatywne i
zrozumiałe dla dziecka. To teolodzy i ich spekulacje myślowe, zagmatwały jasny
jej przekaz.
Wszystko
zaczyna się od serca.[26] Prawdziwa wiara zaczyna się od serca. Bóg,
który jest objawiony w Biblii, zawsze walczy o pozyskanie serce człowieka.
Piękne zrozumienie tej prawdy formułuje Martin Buber, żydowski filozof:”Wierzyć
w Boga znaczy zatem: pozostawać w relacji osobowej z Bogiem (E.S.-Z.)-w
relacji, w jakiej można pozostawać jedynie z istotą żywą.”[27] Miłość Boża agape, wspaniale opisana
w I Liście apostoła Pawła do Koryntian (13;1-8) nie jest uczuciem grającym w
duszy, choć bywa mocno odczuwana, ale jest postawą nieegoistycznego otwarcia
się oraz zwrócenia się do drugiego człowieka, bliźniego. W tym sensie „uczucia
towarzyszą metafizycznemu i metapsychicznemu faktowi miłości, ale nie są samą
miłością(...). Uczucia się „ma”, miłość natomiast się dzieje. Uczucia mieszkają
w człowieku, ale człowiek mieszka w swej miłości.”.[28]
Dlatego też
miłość do Boga „z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli
swojej, i z całej siły swojej” (Ewangelia wg św. Łukasza 10;27) jest
pierwszym i najważniejszym przykazaniem. Matka Teresa, jedna z tych, której
życie było wykrzyknikiem pełnej poświecenia miłości dla tych najbardziej
biednych, odrzuconych i zapomnianych, napisała:”Nie szukaj Jezusa w dalekich
krajach- nie ma Go tam. Jest blisko Ciebie. Jest z Tobą. Nie pozwól zgasnąć swojej lampie, a zawsze go zobaczysz.
Napełnij ją małymi kropelkami miłości, a przekonasz się, jak słodki jest
Pan.(...)Dzisiejsi ludzie są głodni miłości, która jest jedyną odpowiedzią na
samotność i wielkie ubóstwo. W niektórych krajach nie ma głodu chleba. Ludzie
jednak cierpią na straszną samotność, straszną rozterkę, straszną nienawiść,
poczucie odrzucenia, bezbronności, beznadziejności. Zapomnieli, co to uśmiech,
zapomnieli piękno ludzkiego dotyku. Zapominają, czym jest ludzka miłość.
Potrzebują kogoś, kto ich zrozumie i uszanuje.”[29]
Czy człowiek jest zdolny sam z siebie wygenerować
taką bezwarunkową, nieegoistyczną postawę miłości?
Czy można pójść na skróty i wejść na ścieżkę
takiej miłości z pominięciem bramy, jaką jest Jezus Chrystus? ( por. Ewangelia
św. Jana 10;9 )
Po
drugie: Nie ma nic wspólnego z humanizmem. Wielu współczesnych badaczy
kultury i filozofów lansuje humanizm bez Boga, usiłując udowodnić, że
można być człowiekiem dobrym, spolegliwymi pełnym miłości całkiem niezależnie
od Boga[30],
totalnie uwolnionym od wszelkich zależności, a więc także zobowiązań i
powinności. Jedni z nich głoszą totalny indywidualizm, czyniąc z własnego ego
jedyny i ostateczny punkt odniesienia. Inni głoszą humanitaryzm połączony z
działalnością charytatywną dla słabszych, ale sobie samym oddają chwałę za ową
wspaniałomyślność. ”Współczesna jednostka sądzi, że jest neutralna, że sama
może wymyślać, kim chce być, uważa się za Boga. Pod tym względem jest
spadkobiercą ideologa, który sądził, że można od nowa wymyślić ludzkość,
pozbawić ją wszelkich określeń, i który bawił się w demiurga.”.[31]Są
to przejawy i manifestacje mentalności upadłego, zbuntowanego człowieka[32],
który w imię nieskrępowanej wolności usuwa Boga z areny świata, ucieka przed
Nim lub wygraża Mu pięścią. próbując udowodnić, że życie obdarte z „iluzji”
jest prostsze i szczęśliwsze.
Jak rozpocząć ową
pasjonującą relację miłości z Bogiem, porównywanej do intymnej relacji
małżeńskiej (por. List św. Pawła do Efezjan 5; 22-29), mającej trwać aż po
wieczność, poza grób i śmierć. Relację miłości, dla której warto i żyć i
umrzeć? W takiej niebiańskiej perspektywie żyli pierwsi chrześcijanie opisani w
Dziejach Apostolskich oraz coraz więcej prawdziwych chrześcijan, którzy
przebudzają się do życia duchowego, tj. do,doświadczanej każdego dnia,
bliskości i realności Boga.
Biblia
pokazuje dwa niezwykłe obrazy. Pierwszy z nich to przypowieść o synu
marnotrawnym, który straciwszy całe dziedzictwo ojca i w sytuacji postępującej
degeneracji swego życia (obraz świńskiego koryta) wrócił do domu ojca. Drugi
natomiast to widok Jezusa, który kołacze do drzwi ludzkiego serca.[33]
czekając cierpliwe na ich otwarcie. W historii o synu marnotrawnym dowiadujemy
się o niewiarygodnie dobrym, marnotrawnym[34]
ojcu, który entuzjastycznie wybiega naprzeciw syna-utracjusza i wita go bez
wypominania, wyprawiając ucztę z okazji jego powrotu. Życie w chlewie to
końcowy etap odejścia młodszego syna z domu ojca, obraz zniszczonego życia,
wstydu i rozpaczy ale i zarazem miejsce, w którym człowiek zostaje wewnętrznie
złamany, zyskując świadomość błędu, własnej słabości i pokorę, niezbędną do
zmiany nastawienia, by wrócić do domu ojca. Druga scena mówi nam coś znaczącego
o Bogu, który delikatnie i bez presji, z poszanowaniem wolności czeka na gest
ze strony człowieka. Gest otwarcia serca, bo „klamka”jest po naszej stronie.
Biblia ukazuje
jasną drogę wyjścia z beznadziejnej sytuacji zagubienia oraz
nieuleczalnej choroby na grzech. Dlatego też prawda o zbawieniu, jakie Bóg
przygotował dla każdego człowieka, który powiela po Adamie ścieżkę upadku i
zatracenia tkwiąc w pułapce grzechu i śmierci jest Ewangelią czyli dosłownie
dobrą nowiną, bez której chrześcijaństwo nie miałoby praktycznie nic do
zaoferowania. Byłoby jeszcze jedną wśród wielu religii świata.
Sceny,
które przywołałam, ukazują drogę prostych kroków powrotu do utraconej relacji i
bliskości z Bogiem jako dobrym i wspaniałym ojcem, jaką mieli w raju, na
początku, pierwsi ludzie. Biblia nazywa je nawróceniem, na które
składają się dwa aspekty: 1. decyzja odwrócenia się od starego, przegranego de
facto życia, gdy oto człowiek chadzał swoimi niezależnymi ścieżkami,
nieświadomy Boga, duchowo umarły, wewnętrznie pusty, poszukujący, zagubiony[35],
próbujący zasłużyć sobie na Bożą przychylność religijną aktywnością,
uczynkami i „pracą własnych rąk”. Biblia nazywa ten punkt zwrotny „upamiętaniem
się” lub pokutą, kiedy aktem woli zrywamy ze starym sposobem życia, myślenia,
mówienia, itp. i zwracając się z tym do Boga, bez pomocy którego nie jesteśmy w
stanie sobie poradzić w tym zerwaniu.
2. Osobista
decyzja wiary w Jezusa Chrystusa i Jego doskonałe dzieło odkupienia, zbawienia,
które już dokonało się na krzyżu i ma ważność dla każdego człowieka,
który „uwierzy w sercu swoim, że Bóg wzbudził Go z martwych i wyzna ustami, że Jezus stał się dla niego
Panem. ( por. Rzym.10;9). Decyzja odnośnie Jezusa Chrystusa, wpuszczenia go do
swego serca i życia i podążania za Nim, przesądza o naszej całej wieczności, a
mianowicie o tym, czy spędzimy ją z Panem Jezusem, Źródłem życia i miłości, czy
powrócimy do domu Ojca niebieskiego, czy spędzimy ją w niewyobrażalnym
rozdzieleniu od Niego
Zbawienie
jest takie niewiarygodnie proste. Wystarczy rozpocząć wspaniałą relację z
Królem królów, Jezusem Chrystusem, który pragnie ożyć w sercu każdego
człowieka, aby przynieść mu życie obfite.
„Papież, który odszedł, nigdy nie głosił siebie, tylko
Chrystusa. Nie zapraszał nas do siebie, tylko do Chrystusa. Nie wzywał nas do
oddania życia Jemu, tylko Chrystusowi. Wystarczającą motywacją, wystarczającym
źródłem siły i prawdziwą wielkością jest i zawsze będzie Chrystus.
To jest wspaniała, niezmiernie doniosła i niezwykle
radosna, a przy tym bardzo praktyczna wiadomość dla każdego z nas. Bo każdy
człowiek prędzej czy później odchodzi, urok jego osobowości z biegiem czasu w
naszej pamięci blednie, siła jego oddziaływania jest coraz słabsza. Chrystus
natomiast nigdy nie odchodzi, nigdy nas nie opuszcza. Jest i będzie z nami
zawsze aż do skończenia świata. Jego wpływ na nasze życie może i ma bez przerwy
wzrastać, a nasza duchowa z Nim więź może i ma stawać się z dnia na dzień coraz
mocniejsza.”[36]
Dlaczego więc, ludziom
współczesnym tak trudno przyjąć dar w postaci Zbawiciela, a zatem ich osobiste
zbawienie dane im bez żadnego wypominania przez dobrego Boga objawionego w
Biblii, a także w pięknie i wspaniałości świata? Dlaczego ludzie odrzucają
łaską tzn. niezasłużoną Bożą przychylność? Dlaczego po prostu odrzucają Boży
sposób zbawienia siebie, a wymyślają swoje sposoby, udziwniając prosty sposób
przyjęcia Jezusa Chrystusa i rozpoczęcia z Nim drogi i prawdy i życia?
Istnieje
wiele barier, ale chciałabym wymienić tylko jedną, a mianowicie zranione serca
ludzkie, które doświadczały odrzucenia i niewłaściwego traktowania przez swoich
ziemskich ojców i matki. Owa raniąca, warunkowa i wykoślawiona miłość
najbliższych zamykała serca, budowała system mechanizmów obronnych i fasad
mających chronić przed dalszymi zranieniami. I w taki oto sposób człowiek
wybudował mury wokół siebie, które uczyniły go twardym i niewrażliwym, nieufnym
wobec przejawów dobra, nie-wierzącym w bezwarunkową miłość. Błędne koło zranień
przekazywane z pokolenia w pokolenie spowodowało , że poranieni ojcowie nie
potrafili okazywać miłości swym najbliższym, gdyż sami jej nie otrzymali.
Efektem jest „zniszczony obraz ojca”, w tym, nade wszystko Boga-Ojca.
Zgadzam się
z diagnozą Bogdana Olechnowicza, który twierdzi, że „Zdecydowanie
najsłabszym punktem naszej polskiej religijności jest fałszywy i niezgodny z
rzeczywistością obraz Boga. Jaki jest ten polski Bóg?(...)Nie pytam o Boga,
który przy okazji komunii świętej czy też bierzmowaniu pojawia się w naszych
wzniosłych kazaniach i pompatycznych religijnych przemówieniach. Pytam o Boga
codzienności, który stoi za kulisami naszego życia i nie odgrywa w nim
pierwszorzędnej roli?Ten Bóg jest taki, jacy są nasi ojcowie. A jacy są nasi
ojcowie?A jeśli są obecni, to tylko w sensie fizycznym. (...)Nie ma ich przy
nas, kiedy z rozpaczy zagryzamy wargi, a z bólu związanego z brakiem miłości i
akceptacji wijemy się z płaczu.(...)Szukamy ich miłości i czekamy na dobre
słowo, ale zamiast spełnienia otrzymujemy wzgardę i odrzucenie.”[37]
Rozważania
na temat sztuki życia nie mają charakteru obiektywnego dyskursu. Wykazują
bowiem cechu pisania zaangażowanego. Ukazują także wybraną perspektywę
rozpatrywania poruszanych kwestii, a mianowicie sposób myślenia zgodny z duchem
Biblii, którą autorka uznaje za fundament wiary i prawdy chrześcijańskiej.
Poszukiwanie prawdy było także celem mej niespokojnej niegdyś duszy. One
sprawiły, że studiowałam filozofię. W filozofii próbowałam znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania,
ale żadna z koncepcji filozoficznych nie przynosiła definitywnego rozwiązania,
a wręcz przeciwnie przynosiła jeszcze większy zamęt i niepokój do mojego serca
W tym obszarze nauczyłam się raczej sceptycyzmu, który był „cnotą” myślącego
cogito, by w końcu zaliczyć manowce agnostycyzmu. W tym sensie bardziej
potykałam się o prawdę niż w niej żyłam. Byłam zagubionym człowiekiem, bez
tożsamości, bez świadomości swojego początku i ostatecznego celu i
przeznaczenia mojego życia indywidualnego.
I pewnego
razu to Prawda znalazła mnie, a ja byłam już gotowa na nią odpowiedzieć.
Mieniłam się filozofem, ale sama byłam daleka od prawdziwej mądrości,
nieświadoma do końca własnego godnego pożałowania położenia, żyjąca z dala od
bliskości z Panem życia, który nie tylko cierpliwie czekał na mnie, ale
żarliwie aranżował różne „okazje” i sytuacje, mające zwrócic moją uwagę na
Niego. Jedną z nich było dotarcie studentów-chrześcijan do sali, w której
odbywałam kolejne zajęcia z filozofii. W roku 1993, w lutowy wieczór, dotarła
do mnie prosta prawda o Jezusie Chrystusie, który w zamian za mnie umarł, by przepaść z grzechu, która
oddzielała mnie od dobrego i kochającego Boga została zniweczona, bym mogła
rozpocząć nowe życie pełne Jego miłości, akceptacji i przebaczenia. Bóg przebił
się do mojego serca i poruszył je do głębi, sprawiając, że stanęłam przed Nim
jak ten syn(córka) marnotrawna, świadoma pobłądzenia i wołająca gdzieś z głębi
siebie o pomoc. Zapłakana zaprosiłam osobiście Jezusa do mojego życia jako
swojego Pana i zbawiciela, prosząc Go, by zaczął je zmieniać. To był prawdziwy
początek prawdziwego duchowego życia już nie w pojedynkę, ale nierozłącznym
przymierzu z Umiłowanym. Odkryłam, że „chrześcijanin jest kimś nadzwyczajnym
w świecie wolności, albo ściślej: kimś zwyczajnym w świecie
wolności(...).Dlatego Bóg chce, aby chrześcijaństwo było wszystkim koniecznie
głoszone, dlatego apostołowie są zwykłymi ludźmi, dlatego wreszcie wzorzec
przyjął postać sługi. Wszystko po to,by wskazać, że to nadzwyczajne jest
zwyczajne, wszystkim dostępne (...)”[38].
Biblia przemówiła do mnie, ukazując mi piękno fascynującego Bożego planu i
historii wypełnianej przez ludzi, którzy zaufali Bogu i zdecydowali się być Mu
posłuszni. Zrozumiałam, że ludzie wiary opisani w Biblii, tacy jak Mojżesz,
Abraham, Daniel, Dawid, Maria, apostołowie żyli pełnią życia i mieli wpływ na
historię narodów i całego świata, dlatego, że zaufali Bogu i pozwolili być
przez Niego użyci.
“Każdy z
nas-jak Noe-został znaleziony i zaproszony przez Boga, aby grał rolę w Jego
odkupieńczym zamiarze dla człowieka i ziemi. Nasza część jest równie ważna, co
część Noego, ale tylko niewielu w nas w to wierzy.(...)Nie musimy
spędzać naszego życia na oglądaniu jak inni ludzie robią ekscytujące rzeczy.(...)Ale
bycie aktorem w Bożym scenariuszu jest dużo lepsze i zrobienie tego dobrze
zajmuje całe życie. To życie może spowodować konflikt albo wywołać obrazę.
Ewangelia Jezusa zawsze wymaga odpowiedzi, za lub przeciw – ale nigdy
obojętności. Właściwą odpowiedzią jest zaakceptowanie Bożego zaproszenia,
by stać się częścią Jego historii, wkroczyć w przyszłość i żyć spełnieniem
dostępnym w Jezusie Chrystusie.”[39]
Dzieląc się refleksjami
o sztuce życia, wiem że dopiero teraz odkrywa się przede mną ta pełnia, której
brak odczuwałam przez całe te lata życia odłączonego od prawdziwej Miłości. A
jest to zaledwie początek tych niezwykle fascynujących wydarzeń, o których
Biblia mówi, w dośc tajemniczy sposób: „Czego oko nie widziało i ucho nie
słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy
go miłują.”(I Kor.2; 9). O tym, co jest ciągle jescze jakoby poza zasłoną,
piękno samego Króla, rzeczywistość nieba, zaledwie nieco ujawniona w księdze
ksiąg, a przeczuwana w sercach prawdziwie ufających Panu jest tym, o czym,
chciałoby się rzec, nie śniło się filozofom. Jezusowi Chrystusowi, sprawcy
mojego zbawienia i wspaniałego życia dedykuję wiersz zrodzony w moim sercu
przepełnionym wdzięcznością:
Twórco zachodów słońca
Jakże pięknym się
jawisz, gdy w dostojeństwie potężnego morza
Przy symfonii szumu fal
słońce chowa się w kieszeń z chmur
zostawiając smugę i
poświatę blasków niezwykłych jak tęsknotę za ukochanym, który się oddala.
Jest w tym momencie uwolnione coś z Twojego
piękna
że zakochani są
bardziej przytuleni
że tłum rozbiegany za
dnia milknie i przystaje w podziwie
że wyrywa się niema
pieśń uwielbienia dla Króla chwały – Stworzyciela
że chciałbyś kogoś
wziąć za rękę i wyszeptać -
Ten, który umarł żyje i
chce byś i Ty żył z Nim na wieki...
wśród widoków i przeżyć
tak wspaniałych,
że zachód słońca to
ledwie cień z tamtej strony.
E.S.
[1] Cytaty pochodzą z Biblii w przekładzie
Brytyjskiego i Zagranicznego Towarzystwa Biblijnego, Warszawa 1975.oraz z Biblii Tysiąclecia, Wyd.
Pallotinum, Poznań-Warszawa 1971.
[2] Phil Bosmans, Miłość sprawia codziennie
cuda, Warszawa 2003, s. 18-19.
[3] Powołuję się na znakomite materiały
coachingowe Andrzeja Mytycha, Gdzie jesteś? Instytut Rozwoju Didaskalos,
wersja 4/10.05.2009, s.10-11, gdzie autor trafnie wyróżnia i charakteryzuje
sześć rodzajów zagubienia, z czego zagubienie spowodowane grzechem jest
fundamentalnym chybieniem i wymaga radykalnego zawrócenia (nawrócenia).
Pozostałe, jak np. zagubienie spowodowane sukcesem mogą przydarzyć się także
ludziom drogi (chrześcijanom).
[4] Por. Zygmunt Bauman, Szansa etyki w
zglobalizowanym świecie,Znak, Kraków 2007. Wg. Baumana konsumpcja jest
rodzajem działania, które prowadzi do rozpadu więzi oraz samotności. Określa ją
„tyrania chwili” polegająca na przymusie kupowania, używania oraz wyrzucania.
[5] John Eldredge, Podróż pragnień. W
poszukiwaniu życia, o jakim marzyliśmy, Warszawa 2006, s. 222. To samo mówi
Pismo Św.”Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swojego serca, bo z niego
tryska źródło życia!Oddal od siebie fałsz ust i trzymaj z dala od siebie
przewrotność warg.”(Przypowieści Salomona 4,23).Oswald Chambers, człowiek o
niezwykłej duchowej mądrości i dojrzałości (zmarł w 1917 r.) pisze:”Według
Biblii serce stanowi centrum – centrum życia fizycznego, pamięci,
potępienia i zbawienia, centrum działania Boga i działania szatana; centrum, z
którego bierze początek wszelkie działanie i kształtujące ludzkie mechanizmy.”Oswald
Chambers, Psychologia biblijna, Lubelskie Stowarzyszenie Chrześcijańskie
„Pojednanie”, Lublin 1991, s. 64.
[6] John Eldredge, Pełnia serca,przekład
Justyna Grzegorczyk, Poznań 2005, s. 199.
[7] John Eldredge w Podróży pragnień twierdzi,
że chrześcijaństwo częstokroć (...) zajmuje się przede wszystkim sposobem
rozprawienia się z grzechem: z niewłaściwym postępowaniem lub niewłaściwą
postawą i jej skutkami.”Tamże, s.54.
[8] John Eldredge, Podróż pragnień. W
poszukiwaniu życia, o jakim marzyliśmy., wyd. cyt. s. 224.
[9] .Tamże,wyd. cyt., s. 164.
[10] John Eldredge & Brent Curtis, Święty
romans,Warszawa 2007, s. 54, 55.
[11] Tamże, s. 200.
[12] Nie sposób oddzielić Boga od Jego Słowa, w
którym On sam objawia Siebie człowiekowi. W tym sensie trudno mówić o wierze
chrześcijan bez poznawania i respektowania Jego Słowa zawartego w Biblii. W
II Liście św. Pawła do Tymoteusza ( 3;16) wyraźnie jest to wyartykułowane:”Całe
Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania
błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości”.Stanowisko Biblii w
kwestii jej pochodzenia jest więc jednoznaczne; autorem tej księgi jest sam Bóg
żywy, który ze względu na człowieka postanowił odsłonić się przed nim,
przekazać mu list miłosny, a ostatecznie objawić się cieleśnie w osobie
Jezusa Chrystusa, który stał się Słowem ucieleśnionym.(por. Ew. św. Jana
1;1-10). Niektórzy religioznawcy nazywają tej rodzaj wiary fundamentalizmem,
przypisując ją protestantyzmowi (por. Benjamin Tigelman: Wprowadzenie w filozofię
religii,Warszawa 1998. Inny, katolicki teolog pisze:”To nie objawienie
in abstracto stanowi podstawę refleksji teologicznej, lecz fakt, że dotarło ono
do nas przez Słowo, osobiste objawienie Boga. Ten odmienny punkt wyjścia
determinuje całą koncepcję Boga samego. Gdyż od samego początku poucza nas, że
Bóg, bardziej niż po prostu jednym, jest objawiającym, jak i objawionym.”Łaska
jest zatem „łaskawą obecnością Bożego samoobjawiającego się Słowa przez Ducha”.
Louis Dupre:Głębsze życie, przekł. M.Tarnowska, Kraków 1994, s. 95.
[13] Rick Warren; Życie świadome celu,
Koinonia, 2004, s. 17.
[14] Rick Watkins; Swieże spojrzenie, Instytut
Wyd.”W wyłomie”, Gorzów Wlk.p. 2004, s.
69.
[15] Tamże, s.33.
[16] Tamże, s.34
[17] Leszek Kołakowski, Jeśli Boga nie ma...O
Bogu, diable, grzechu i innych zmartwieniach tak zwanej filozofii religii, Londyn
1987.
[18] Rick Watkins; Świeże spojrzenie,wyd.
Cyt. s. 22. Biblia mówi o tzw. gorliwości nierozsądnej, która lekceważy
wspaniały Boży sposób i plan zbawienia człowieka przez osobę i dzieło Jezusa
Chrystusa i te wszelkie pożytki jakie z tego wynikają, tj. usprawiedliwienie
(darowanie grzechów i wolność od nich, całkowita akceptacja Boga, otwarta droga
do przyjaznej z Nim relacji, itp.), a stara się poprzez wysiłki religijne i
różne zabiegi czysto ludzkie zasłużyć na zbawienie. Tkwią oni w mentalności
niezależności od Boga i zakłamania, że przez uczynki (np. tego, że nie kradnę,
chodzę do kościoła, nie piję, itp. )mogą przypodobać się Bogu. Biblia jednak
dobitnie mówi:”Nie ma ani jednego sprawiedliwego.”( Rzym.;3;10).”Na
podstawie uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony przed Nim żaden
człowiek”. (por. Gal;2;16, 3;11).
[19] W Psalmie 33;13-15, Słowo Boże stwierdza:”Pan
spogląda z nieba. Widzi wszystkich ludzi. Z miejsca, gdzie przebywa, Patrzy na
wszystkich mieszkańców ziemi. On, który ukształtował serce każdego z nich, On,
który uważa na wszystkie czyny ich.”
[20] Por. Frederick William Faber, O
samozakłamaniu, przekład Agnieszka Ploch, Warszawa 2006. „Nie mogąc więc
przyjąć prawdy o sobie, a zarazem chcąc ominąć upokorzenie płynące z
okłamywania siebie samego, ze wstrętem porzucają oni życie duchowe i stają się
letni, kierują się ku wygodom i wiodą życie nudne i bez
zadowolenia.(...),samozakłamanie wyróżnia się szczególnym antagonizmem wobec
Boga. Bóg to prostota – samozakłamanie to myląca zawiłość. Bóg to światło –
samozakłamanie to ciemność. Bóg to przebaczenie – samozakłamanie to brak
litości. (...)Ono stanowi wielce skomplikowany skutek grzechu. (...)Ono poucza
grzech jak uniknąć pokuty.”(s. 113).
[21] Louis Dupre, Głębsze życie, wyd. cyt.
s. 16.
[22] Kim byli chrześcijanie?
[23] Dariusz Bagiński; Religia czy relacja, wydanie
prywatne. Istotą religii jest jakaś forma „zawładnięcia” Bogiem, „tendencją do
zmysłowego rozporządzania bóstwem”, manipulacji nim poprzez przebłagiwanie lub
inne kulty ofiarnicze, aby uzyskać Jego przychylność, siłę, przebłaganie, itp.
Por. Martin Buber, Mojżesz, Cyklady, Warszawa 1998, s. 84-87.
[24] Elżbieta Stawnicka; Człowiek: Stworzenie.
Upadek. Zbawienie., Zielona Góra 1997.
[25] Wielu ludzi oglądało i głęboko przeżyło film
wyreżyserowany przez Mela Gibsona pt.”Pasja”, w którym sugestywnie
ukazana została cena, jaka została zapłacona za odkupienie każdego
indywidualnego człowieka z grzechu. Zapłacił ją Jezus Chrystus raz na zawsze
by odzyskać na wieczność każdego zagubionego człowieka. W ostatniej sentencji
filmu spada na ziemię łza Boga z powodu tych, którzy odrzucę tę wielką Jego miłość objawioną w
osobie Jego Syna, Jezusa Chrystusa.
[26] Niektórzy bibliści definiują ducha ludzkiego
jako „głębokie, ukryte ,tj. leżące u podstaw istoty człowieka motywacje,postawy
i cechy charakteru”( por .M.P. Virkler, Trwanie w Chrystusie, Wyd. ZOE,
Wrocław 1996, s.40. Istnieje różnica pomiędzy duchem (z gr. pneuma) a duszą ( z
gr. psyche) człowieka. Por. E. Stawnicka, Biblijna koncepcja człowieka. Duch
a dusza.(artykuł złożony do druku w Kwartalniku Filozoficznym, UJ, Kraków).
[27] M. Buber; Zaćmienie Boga, Warszawa
1994, s.45.
[28] M. Buber; O Ja i Ty,przekład Jan
Doktór, Kraków 1991, s.44.
[29] Matka Teresa; Radość z kochania. Przewodnik
życia duchowego na każdy dzień roku. Chaliha i Edwarda Le Joly, 1997, s.
89, 88.
[30] Karol Wojtyła twierdzi, że etyka niezależna
np. Tadeusza Kotarbińskiego była przeznaczona dla ludzi, którzy stracili wiarę
w Boga bądź wybrali świadomie ateizm. „Wobec tego nie mogą przyjąć programu
etyki religijnej, a z drugiej strony nie mogą też pozostać bez żadnego programu
etycznego.(...)Ażeby sensownie mówić o etyce niezależnej, ażeby budować jej
program, należałoby naprzód wykazać, udowodnić niezbicie, że człowiek jest
bytem niezależnym. Tylko taki bowiem byt miałby prawo do moralności, której zasady
określi mu etyka niezależna. Bez tego program etyki niezależnej nie jest
gruntownie racjonalny”. K. Wojtyła;Elementarz etyczny, Lublin 1983,
s.105, 108. „Samozakłamanie celowo zagnieżdża się w sąsiedztwie dobra, bo
tam właśnie czuje się bezpieczne i dopieszczone.”Frederick W. Faber, O
samozakłamaniu,s. 99. Dobro na miarę człowieka jest prawdziwym zagrożeniem
dla niego samego, gdyż oddala go od Boga jako źródła prawdziwego dobra.
Konfrontacja z Dobrem z sensie absolutnym nieuchronnie prowadzi do obnażenia
dobra na ludzką miarę jako zła i nieprawości własnych samousiłowań jako realnej
pychy ludzkiej niezależności od Boga i sfery Jego łaski.
[31] Ch. Delsol, Esej o człowieku późnej
nowoczesności, wyd. cyt. s. 70. Por. także Luc Ferry; Człowiek-Bóg czyli
o sensie życia.,Warszawa 1998. Mając głęboką świadomość procesów mentalnych
i kulturowych, które doprowadziły do „odczarowania świata”, poprzez postępującą
humanizację tego, co boskie, związanej z laicyzacja myślenia i życia, człowiek
odrzuciwszy zasadę autorytetu, poszedł w kierunku stworzenia nowej
transcendencji, a mianowicie uświęcenia tego, co ludzkie ( człowiek stał się
sam dla siebie bogiem ).
[32] E. Stawnicka, Kondycja człowieka upadłego a
problem zaburzonego dialogu, artykuł (w:) Filozofia dialogu, t.3, 2005 pod
red. Józefa Baniaka, Uniwersytet im. A. Mickiewicza, Wydział Teologiczny.
[33] Pierwsze historia opisana jest w Ewangelii św.
Łukasza 15;11-32, druga zaś w Objawieniu św. Jana 3;20.
[34] Tego określenia użył Jack Frost ; W
objęciach Ojca,, przekł. Bożena Olechnowicz, Wyd. W wyłomie, Gorzów Wlkp.
2003, s .87-104.Według J. Frosta przypowieść o synu marnotrawnym jest „bardziej
historią miłości ojca i wołaniem o bliską więź niż historią buntu syna. Chociaż
syn rzeczywiście przez lekkomyślność stracił swoje dziedzictwo, o ileż
rozrzutniej ojciec udzielił współczucia, przebaczenia i laski synowi, który na
to nie zasługiwał?”. Tamże., s. 90.
[35] Biblijna prawda o upadku wyraźnie mówi o
grzechu w terminach: odstępstwa od Boga, np.
Określenia grzechu w języku hebrajskim to np. szagag=zboczyć z
drogi,, pasza=bunt; w jęz. Grec. zaś hamartia= chybić celu
„Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę
zboczył”(por. Ks. Izajasza 53;6)
[36] Józef Kajfosz; Biegnijmy do źródła
wielkości, internet (www. pielgrzym.org.pl).
[37] Bogdan Olechnowicz, Wzgardzeni czy wybrani.
Prorocze spojrzenie na Polskę. W Wyłomie, Gorzów Wlkp.2006, s. 242-243.
[38] S. Kierkegaard, Okruchy filozoficzne.
Chwila., Warszawa 1988, s. 234-235.
[39] The Morning Star, Nr 4(28), Jesień 2004, s.
23, 25.
Komentarze
Prześlij komentarz