Kiedy zaczynasz się modlić...



Czym powietrze dla płuc tym modlitwa oddechem dla ducha”. Czy to doświadczenie dotyczy tylko mnie? Czy jest czymś normalnym dla każdego kto postanawia się regularnie modlić? Już po wejściu do swej „komory”, która w innym przekładzie zwana jest „sypialnią” - miejscem szukania Boga oraz intymności z Nim – (PnP. 1,4) – zaczyna się prawdziwa „jazda”. Wszystko w twoim wnętrzu zaczyna krzyczeć o tym jak ważne jest – właśnie w tej chwili – wykonanie telefonu, wejście na pocztę internetową, włączenie prania, wyniesienie śmieci, zrobienie zakupów...i czegokolwiek, o czym możesz sobie pomyśleć w dniu codziennym w zależności od tego, co stanowi inwentarz twoich obowiązków w miejscu pracy i w domu. Zaczynasz zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie stajesz się nierobem, który marnotrawi czas na czymś, co nie przyniesie wymiernego efektu w postaci zarobionych pieniędzy, wykonanej pracy, itp. Czy to jest normalne? Czy taka niebotyczna presja towarzyszy zwykłej aktywności ludzkiej? Raczej rzadko.


             Decyzja modlitwy jest aktem duchowym, bo to, co się dzieje z chrześcijaninem, który decyduje się modlić wykracza poza zwyczajową reakcję. Zaczyna się walka duchowa, która wskazuje na realnie istniejącą rzeczywistość wroga człowieka, który próbuje z całych swoich sił i mocy unicestwić zamiar modlitwy w samym zarodku decyzji, a potem, gdy to się nie udało, usiłuje zrobić wszystko, by wyciągnąć nas z miejsca modlitwy, rozproszyć nas, odwieść od tegoż zamiaru, zniechęcić, itp. Wróg tak szybko i sam z siebie nie odstąpi. Zaczyna się walka pozycyjna. Ważne jest jak zareagujemy. Kiedy ulegamy sugestiom wroga i zgadzamy się z nim najczęściej wychodzimy z komory i zaczynamy wykonywać czynności, które nagle wydają się nam niezwykle ważne i nie cierpiące zwłoki. Czy nabrałeś się kiedyś na te sztuczki? Bo ja tak. Teraz już nie, bo znam zamysły złego i wiem, do czego one zmierzają.
            Na początku zajmuje mi trochę czasu przestawienie się na rytm modlitwy. Chodzi o przestawienie się z rytmu działania i zakrzątania, który jest w jakimś sensie nastawieniem umysłu na tor wyciszenia, rezygnacji z działania oraz spotkania. Kiedy pomyślę, że sam Król królów czeka na mnie i pragnie mieć ze mną relację to zmienia się moje nastawienie. Nie zawsze jest to łatwe, gdyż „cielesny umysł” próbuje bagatelizować wagę tego spotkania i może użyć całego wachlarza kolejnych sztuczek, by nam „zakłamać” fakt modlitwy jako fascynującego czasu, w którym możemy doświadczyć radości, odnowienia, odświeżenia oraz tego wszystkiego, co możemy pomyśleć w związku ze spotkaniem się, „randką” z niezwykłą osobą kochającą cię ponad wszystko. Wróg może ci obrzydzić czas modlitwy poprzez wtłoczenie ci legalistycznego kłamstwa o obowiązku modlitwy i czytania Słowa Bożego próbując zrobić z tego jakiś religijny rytuał, który na dzień dobry zabije w tobie radość i spontaniczność. Za pomocą legalizmu wróg zacznie cię dręczyć potępieniem, albo poczuciem winy, kiedy opuścisz swój posterunek. Może też podkręcać śrubę wmawiając ci subtelnie, że za mało się modliłaś-eś, że się opuszczasz w modlitwie itp. Legalistyczne podejście do tematu modlitwy bazuje na głębokim przeświadczeniu (często nieuświadamianym), że przychylność Boga do nas zależna jest od naszych uczynków i pobożności, od „wyrobienia pewnej normy”, która wedle nas jest odpowiednia, by Bóg został zadowolony i usatysfakcjonowany. Jest to złe i niewłaściwe myślenie wynikające z braku poznania i doświadczenia bezwarunkowej miłości Boga-Ojca do nas.

„Ludzka natura jest podatna na legalizm. Diabeł lubi pętać ludzi formalnymi zasadami. Kiedy je łamią, trudno im uwierzyć, że Bóg może chcieć przez nich działać.
Poniżej przedstawiam klasyczny przykład. Ktoś, kto po raz pierwszy zobowiąże się do spędzenia rano godziny na modlitwie, wygląda jak żołnierz wyruszający do boju. Jego oczy mówią: Niech mnie tylko coś spróbuje zatrzymać! Wystarczy jednak, że opuści modlitwę
jednego poranka, a wtedy diabeł przekonuje go: – Widzisz, nie powiodło ci się!

(...)Dlaczego diabeł usiłuje dotykać nas takim potępieniem? Ponieważ głęboko w swojej świadomości jesteśmy przekonani, że przez nasze uczynki podobamy się Bogu.
On jednak nie liczy, ile czasu ostatniego miesiąca poświęciłeś na modlitwę. Jest zainteresowany tym, jaka zmiana nastąpiła w twoim życiu.

Proszę, nie zrozum mnie źle. Dyscyplina i determinacja są istotnymi elementami pobożnego życia. Pogubisz się jednak, jeżeli oprzesz swoją relację z Ojcem na tym, że wczoraj modliłeś się lub nie. Bóg nie potępia cię i nie zabiera namaszczenia tylko dlatego, że opuściłeś dwa dni modlitwy. On jest zainteresowany społecznością z tobą. Chce być z tobą kiedy się zmieniasz i wnosisz coraz więcej namaszczenia do twojego życia na każdym nowym etapie.

Bóg ma z nami społeczność wprost proporcjonalnie do zmiany, jaka w nas następuje przez modlitwę. Im więcej zmiany, tym więcej możemy mieć z Nim społeczności. On nie jest zainteresowany legalizmem i nie rozlicza nas z poświęconego Mu czasu. Modlitwa nigdy nie miała być obowiązkiem, lecz cennym czasem przemiany i społeczności z Ojcem.”[1]

            Dlaczego toczy się tak potężna walka o modlitwę? Dlaczego wróg z taką niewiarygodna pasją się jej przeciwstawia? Oswald Chambers wyjaśnia to krótko:

Modlitwa paraliżuje wszystkie siły ciemności.
Nic dziwnego, że Szatan usiłuje zaprzątać nasze umysły aktywizmem, byśmy nie mogli myśleć o modlitwie.[2]

            Dla mnie ważna jest na etapie wstępnym modlić na językach. Ta modlitwa sprawia, że Duch Święty Sam we mnie wstawia się za mnie do Boga i pomaga mi wejść w miejsce żywego spotkania, gdzie mój duch „przekierowuje” się na odbiór Ducha Bożego, Jego prowadzenie, a potem i słuchanie Go.
            Odkryłam także, że ważne jest wyniesienie komórki z pomieszczenia, gdzie się modlisz, gdyż pozostawienie jej zawsze grozi tym, iż jak ktoś zadzwoni to najprawdopodobniej odbierzesz i...ulegniesz rozproszeniu. Po tym musisz znowu wracać do miejsca przerwanej relacji. Podobnie jest z aktywnym komputerem. Tu miewam problem, gdyż często wchodząc do komory włączam sobie muzykę z uwielbieniem, by uwielbiać Pana. Jeśli jednak słyszę przychodzące komunikaty z Facebooka, grozi to wybiciem się z tego stanu serca i „odbiciem myśli” w kierunku pokusy, by sprawdzić kto tam pisze do ciebie i czego chce. A jeśli ulegnę temu podszeptowi to modlitwa zostaje przerwana, a ja wchodzę w inną rzeczywistość. I znowu powrót do tej bliskości, która zaczęła się tworzyć między nami – Bogiem i mną – nie jest taki prosty. Przypomina to relacje międzyludzką, jeśli nie jesteśmy uważni w tej relacji i skoncentrowani na drugim, ale np. zerkamy na komórkę – na przychodzące sms-y, albo na komunikaty z FB, to z pewnością, nie traktujemy osoby przed sobą siedzącej poważnie, a ona może czuć się zlekceważona. Nie mówiąc już o braku przepływu i rozproszeniu, gdy nasza uwaga zajęta jest czym innym, a nie samym spotkaniem i osobą, z którą chcemy mieć relację.

            W dzisiejszych czasach, w których istnieje wszechpotężna obecność i presja mediów, szczególnie internetu oraz związana z tym dominacja informacji i ich rozpraszający wpływ na nasz umysł, wyłączenie się z tego systemu oraz znalezienie miejsca i czasu na spotkanie, gdzie wchodzimy w rytm wieczności i ponad-naturalnych doświadczeń z cudowną Osobą, z relacyjnym Bogiem – Ojcem, Jezusem Chrystusem i Duchem Św.-staje się poważnym wyzwaniem, a jednocześnie sprawą pierwszorzędnej wagi dla rozwoju naszego życia duchowego.
           
           





[1]             Dave Roberson, Chodzenie w Duchu – chodzenie w mocy. Istotna rola modlitwy językami, Kraków 1999, s. 240-241.
[2]             Oswald Chambers, Prawdziwe uczniostwo”

Popularne posty